Zgierskie Offroadowe Integracje dla WOŚP.
Cel całej akcji jest szczytny i wszystkim doskonale znany, więc przejdę do meritum - Zgierskie Integracje.
Pierwszy kontakt z połączeniem offroadu i Orkiestry, z którym miałem do czynienia miał miejsce podczas finału w 2015 roku.
Zakupiliśmy właśnie pierwszą terenówkę w postaci Vitary.
Szosowe opony od jakiegoś dostawczaka, dziurawy, brezentowy dach, słabe hamulce i brak ogrzewania (padło podczas powrotu z zakupu) powodowały, że przy terenówkach, które przyjechały wozić chętnych na finale wyglądaliśmy jak gość na wózku inwalidzkim przygotowujący się do biegu przez płotki.
Sytuacja ta miała jednak pewne plusy.
Ja z błogim uśmiechem (i przy pomocy zakupionej chwilę wcześniej "małpki") mogłem wprowadzić się w euforyczny stan wyczekiwania na światełko do nieba, a Ania, po uiszczeniu datku na rzecz WOŚP zajęła miejsce w jednym z aut.
Był to mocno pomotany Samurai Adama.
Gdy wrócili, mieliśmy zaproszenie na kolejną pojeżdżawkę, paru nowych znajomych, oraz sporą garść informacji co, gdzie i jak w offroadowym świecie, jeżeli chodzi o stawianie pierwszych kroków.
Łódzko - Zgierska brać offroadowa przyjęła nas bardzo serdecznie.
Podczas kolejnego finału WOŚP, gdy odbywała się I Zgierska Integracja dla WOŚP,
Vitara nieco urosła, była w pełni sprawna i wyposażona w wyciągarkę, a my na jej pokładzie mieliśmy zaliczoną wyprawę na Słowenię
http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/s%C5%82owenia-2015
Oraz pomniejsze pojeżdżawki wokół komina
http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/konin-2015
http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/konin-cd
Propozycje udziału w Integracji przyjęliśmy zatem z ochotą.
Ponieważ Ania była w szkole, a Gina w Poznaniu, na starcie stawiliśmy się tylko z Kubą.
Męska offroadowa przygoda, ze śniegiem i czerwonymi serduszkami na itinererze się rozpoczęła Na starcie, gdzie ustawiły się najprzeróżniejsze pojazdy
Na początku czuję się trochę dziwnie.
Większość zawodników i organizatorów znam z czasów harcerstwa lub innych imprez, w których uczestniczyłem.
Tutaj nikt mnie nie poznaje (weź tu kurwa wytrzeźwiej na dłużej niż 15 minut).
Z oczywistych względów nie mogę się doprowadzić do bardziej rozpoznawalnego stanu, zatem parokrotnie musze się przedstawić ludziom, którzy mnie bardzo dobrze znają :)
Dalej zaczyna się dla nas urozmaicona i lajtowa zabawa.
Kuba w charakterze pilota sprawuje się bardzo dobrze.
I to bez taryfy ulgowej ze względu na wiek.
A przy tym bardzo dobrze bawi.
Czasami musimy sobie radzić sprytem.
A małe gabaryty Vitary stają się jej atutem.
Całość wyjazdu, okraszona pyszną grochówką, która przekonuje Kubę do jedzenia tego typu zup, choć wcześniej nie chciał nawet spróbować, kończy się późnym wieczorem.
Nasze emocjonujące relacje oraz zdjęcia, które przywieźliśmy powodują, że dziewczyny z rodziny postanawiają następnym razem pojechać na 100% z nami.
Kolejny start, to zmiany, zmiany zmiany w naszym offroadowym teamie.
Po wyprawie do Rumunii
http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/rumunia-2016-cz1
http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/rumunia-cd
http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/rumunia-veni-vidi-wypici-czyli-cz%C4%99%C5%9B%C4%87-trzecia
Miejsce Vitary zastępuje Garbaty Jednorożec.
Powody dla których to nastąpiło już parokrotnie opisywałem, więc nie będę tego wyciągał także tutaj.
Pierwszy etap zmagań ma miejsce wieczorem i w nocy, dzięki czemu do pakietu emocji dochodzą także te z nawigowaniem po ciemku i odkrywaniem na nowo tras, które za dnia wcale nie wyglądają tak samo.
Łączymy się w grupy, gdyż tak jest raźniej i weselej.
Część z prób powoduje, że u zwolenników bardziej turystycznej jazdy (tak jak ja) pojawią się przyjemna adrenalinka.
Na jednej z dojazdówek, gdy Ania wychodzi sprawdzić trasę, jej miejsce z przodu zajmuje niespodziewanie Gina.
Z błyskiem w oku mówi, że chce chwilę ponawigować (ale pozycji tej nie oddaje praktycznie do końca rajdu)
Przygotowana trasa i towarzystwo (zarówno to wewnątrz auta jak i z pozostałych załóg) powodują, że bawimy się wyśmienicie.
Pod koniec nocnej części czeka nas ognisko i kiełbaski.
Gdy wracamy do domu cieszymy się, że kolejnego dnia nastąpi druga część imprezy.
Tym razem dzienna.
Organizatorzy zadbali o malownicze trasy (często położone w bardzo bliskiej okolicy miasta)
Dzięki którym na nasz region zaczynamy patrzeć nieco inaczej.
Dodatkowych atrakcji zaczyna nam dostarczać natura.
Podczas jednego z precyzyjnych podjazdów do pieczątki Gina oznajmia, że chce się uczyć jeździć w terenie.
Nie jak nauczy się jeździć osobówką, tylko od razu. - Przecież przy tym co wy tu wyczyniacie, parkowanie pomiędzy słupkami to pikuś.
Kiwając głową przyznaję rację, mieszcząc jednocześnie Garbatego, " na zapałki" pomiędzy dwoma grubymi jak udo drzewami.
Nieco zziębnięci, ale z gorącymi sercami i głowami pełnymi emocji, po imprezie wracamy do domu. Cała nasza czwórka stwierdza, że za rok widzimy się ponownie z organizatorami i innymi uczestnikami III Zgierskiej Integracji dla WOŚP, do czego zachęcam także Ciebie.
Do zobaczenia na szlaku :)