Konin 2015
Patrząc na moje pierwsze ruchy w offroadzie to wcale nie takie dziwne co?
Ale od początku.
Piątek w jeden z sierpniowych weekendów, który postanowilismy spędzić poza domem.
Na początek, po zapakowaniu Vitary jedziemy do punktu zbiórki.
Po drodze płoszymy koziołka.
To jeden z momentów, w których praca i przeładowny elektroniką tydzień zaczynają powoli odpływać.
Dalej jest znajoma miejscówka, gdzie można pojeździć, lub pomysleć (?)
Albo po prostu z dziką radościa ponapierdalać przez błoto.
Jako, że jesteśmy pierwsi tego dnia, zaczynamy delikatnie jedynie rozchlapując kałuże.
Chwile po nas docierają Ewa i Xanton (ZJ), Ewelina z Połamanym (Be be) i Puchaty (GasGas)
Połamany robi jedną z dwóch rzeczy, które nejbardziej lubi - czyli się wkleja.
Później co prawda markuje jakies ruchy w postaci prób wyciagania i ratowania auta:
Ale ostatecznie wraca za kierownicę i jak dziewica w oblęzonej wieży czeka na odsiecz.
W związku z tym, że w trzech rycerzy pozostałych na wolności.
Ja musiałem prowadzić Vitarę, Xanton Jeepa a Puchaty Gasgasa, na pomoc i ratunek przybyła Ewa (którą dzielnie wspieraliśmy dobrym slowem, myslami i ogólnym poparciem)
W sumie to dobrze, ze tam byliśmy, bo po naszych cenncyh radach i uwagach dała radę w koncu zapiąć liny z dwóch wyciagarek i daliśmy radę wyciagnąc Bebe i Połamanego.
(gdyby nie my to biedna Ewa pewnie nadal by sie tam głowiła jak to zorbić)
Zmęczeni nieco siedzieniem w autach i czekaniem na zapięcie lin stwierdzamy, że należy się nieco przejcechać.
Tu pojawia sie problem - w Pajero Połamanych tylne światła mają postać moich mięśni brzucha (podobno są, ale nikt ich dawno nie widział)
W nocy i na leśnych drogach to kiepski pomysł.
Upieramy sie jednak na nocleg w namiotach.
Pierwsza noc pod namiotami, na przedmieściach Zgierza :)
Rano, gdy wstaję, w wejściu do namiotu leży czarny jak smoła psiak z łbem wielkości wiadra.
W sumie to jak zasypiałem, to tam sie układał.
I jak tu takiemu poskąpic kiełbasy z grilla i szklanki piwa?
Jako, że Ewa i Xanton musieli wczoraj powrócić do prozy życia, po spakowaniu obozu dalej ruszamy w piatkę.
Pierwszy postój na terenach zalewowych Narwi, po skromnych zakupach w sennym wiejskim sklepie.
Nie wiem czemu, ale w takich chwilach kawa smakuje bardziej a kiełbasa z czekoladą to smakowite danie.
Dalej naszą drogą jest brak drogi a głównym celem azymut (zczynam żałować, że nie zdjąłem z Afryki busoli bo czasami by sie przydała)
Czasami sie zastanawiamy, czy Polskę da się przejwchać wpoprzek bez przejazdów po asfalcie.
I cieszymy, że mamy zwiadowcę na Moto w postaci Puchatego - dzięki niemu nie forsujemy autami tamy za którą byłby naprawdę wielki kibel :)
Około południa zatrzymujemy sie na kapiel w jeziorze i szybki rekonesans pobliskich ruin.
Dalej przed nami główny cel dzisiejszej wycieczki - księzycowe tereny Kopalni Konin...