Rumunia 2016 cz1.
Niestety mierząc siły na zamiary, już na początku planowania trasy Ania stwierdziła, że nie jesteśmy jej w stanie nawet liznąć całej w dwa tygodnie, więc musimy podzielić ten piękny kraj na dwie (lub więcej) wypraw.
Jako cel na ten wyjazd obraliśmy północną część, starając się skupić na przyrodzie i tylko odrobinę zagłębiać się w historię oraz ludzki dorobek tych rejonów.
Apropo ludzkiego dorobku, spod góry śmieci przystrojonych w hipermarketowe jednorazówki wystają tam głównie siermiężne betonopotwory epoki Geniusza Karpat, tu i ówdzie udekorowane najgorszym wydaniem cepeliady (ale o tym za chwilę).
Nie wiem w jaki sposób zacząć opis ekipy, która eksplorowała z nami Ruminię w 2016 roku,
ponieważ gdybym w tym miejscu zaznaczył, że był to skład, w którym zaczęliśmy wyprawę, połowa czytających pomyśłałaby smutno, że ktoś z nas nie wrócił,
a druga połowa pomyślała, że nas z powodów czysto ludzkich (kopulacja) tudzież także ludzkich lecz bardziej przyziemnych (pamiętacie jak w Albanii chcieliśmy zabrac Chińczyka na pamiątkę, może teraz się uda?) podczas wyprawy przybyło.
Zatem ustalmy, że wyprawę zaczynaliśmy jako siedmioosobowy skład upchany (czasem kolanami) w dwa auta.
W celu zmniejszenia ilości rzeczy, które nasze dzielne rumaki musiały dźwigać przyjęliśmy wyprawowy system badania czystości ubrań (ci co znają niech pominą ten fragment):
Odzież i obuwie mają następujące klasy czystości:
1.Nowe
2.Czyste
3.Brudne do noszenia.
4.Brudne
5.Brudne nie do noszenia.
6.Szmaty do użytku
7.Szmaty nie do użytku.
Przy czym klasa 7. istnieje gdy jakiejś częsci garderoby nie da się odkleić od stałych elementów krajobrazu i zabrać ze sobą.
Idąc dalej,
Nieużywanie rzeczy przez dwa dni powoduje przeniesienie do klasy wyżej.
Rzeczy uwiązane do zewnętrznych części auta, po jednym dniu przechodzą do klasy wyżej.
Deszcz + wożenie na aucie przez jeden dzień przenoszą odzież o dwie klasy wyżej.
(jeżeli wyschną o trzy)
Zmiana osoby noszącej powoduje odpowiednio zmianę o dwie klasy do góry jeżeli zmiana przebiega w układzie Kobieta - Męzczyzna,
Odwrotna sytuacja powoduje zmianę klasy o +1
Kąpiel bądź prysznic należy wziąć pod uwagę planując kolejny tydzień wyprawy,
gdy conajmniej trzy osoby w ciągu pięciu minut powiedziały Ci, że śmierdzisz
(klenerzy, sprzedawcy i pracownicy stacji benzynowych się nie liczą - oni są w pracy)
Aaa - właśnie no i auta.
O ile wielki szacunek należy się Radkowi, za to, że poskładał TeDy-ego czyli stare poczciwe Pajero ze stanu śmierci klinicznej do poziomu wyprawówki, z dużym potencjałem na przyszłość, o tyle Vitara nadal nie wyszła ze stanu:
- hehe. Tym jedziesz?
A gdzie sie w to baterie wkłada, bo bym kuzynowi na komunię kupił...
Ok.
Zatem skoro mamy trasę, ekipę oraz sprzęty, zatem ruszamy.
Na początek długi skok na Słowację (556 km ze Zgierza do Michalovce)
(długi w formie sarkastycznej - Jadąc Vitarą zaginasz czas odwrotnie niż prędkość światła. Tutaj to Ty zwalniasz, a świat przyspiesza)
W każdym razie po parunastu godzinach docieramy do pierwszego popasu:
Lubisz Muzea PRLu i tak ostatnio popularne knajpy stylizowane na mordownie z lat 80-tych?
boczna Słowacja to raj dla Ciebie.
Nocleg dla 7 osób - koszt?
integracja przy Radkowym bimbrze z lokalesami.
Kolejnego dnia ruszamy w drogę, tęsknie patrząc na okoliczne góry i ruiny zamków.
Tak jak niektóre części Polski, zostawiamy je na późniejsze i krótsze wyprawy (też masz wrażenie, że za dużo rzeczy zostało do zobaczenia a za mało czasu?)
Jedziemy pośrodku niczego, jeszcze dalej gdzie nadal nie będzie nic.
Zatraceni w oderwaniu od rzeczywistości.
To są te momenty, kiedy Ania rozprostowuje nogi przez otwarte okno, jedną ręką trzyma niedbale papierosa, a drugą kładzie na moim udzie.
Jej oczy się śmieją.
Wschodnią rubierzą Słowacji i Węgier docieramy do pierwszego noclegu w Rumunii.
(Michalovce - Sintelec 344 km)
Miejsce pomiędzy strzelistymi górami, do którego chcemy dojechać ścieżkami wytyczonymi przez kozice i niedźwiedzie.
Po źle najechanym wąwozie Radek musi mi pomagać odpinając kufry od Vitary, bo zaparły się o drzewo, oraz asekurować dalszy zjazd, stojąc na lewych drzwiach auta, żebym nie strzelił rolki.
Widok, który czeka nas na końcu rekompensuje wszelkie trudy.
Miejsce tak nas urzeka, że zostajemy w nim na dwa noclegi.
Pod koniec pierwszego dnia odnajdujemy wypływające ze skały źródło.
Delikatnie napływająca woda zaspokaja pragnienie i powoli wypełnia wszelkie pojemniki jakie posiadamy.
Wiemy, że długo, długo znów takiej nie posmakujemy.
Niestety, kolejnego dnia czas ruszać w dalszą drogę.
Wracamy odrobinę w kierunku cywilizacji i to w tym siermiężnym tego słowa znaczeniu.
Kolejnym punktem, który mamy na trasie i chcemy (Radek)
oraz bardzo nie chcemy (Ewelina) zobaczyć, jest las Hoja Baciu.
(Trasa 170 km)
To taki rumuński trójkąt bermudzki, w którym ginęły stada owiec wraz z pasterzami, lub małe dziewczynki, które wychodziły z niego 3 lata później.
Na miejscu nikt nas nie porwał, ani nie wykożystał zatem co było robić, cza było wracać :/
W kolejnym miejscu noclegowym wyjaśni się nieco sytuacja, z moim zmnieszaniem podczas opisywania uczestników wyprawy ...
cdn.