Wszyscy jesteśmy lekarzami, czyli o współuczestnikach ruchu drogowego słów kilka.

Wszyscy jesteśmy lekarzami, czyli o współuczestnikach ruchu drogowego słów kilka.

W ramach utrzymania równowagi psychicznej postanowiłem się nieco przejechać na moto.

Wiesz - zero spiny, tylko spokojna jazda bocznymi drogami w celu wyciszenia i swobodnych rozmyślań.

Jako, że wycieczka odbywała się po drogach tzw "publicznych" (zastanawiałeś się kiedyś dlaczego określenie droga publiczna jest oki, a już dom publiczny to zasadniczo obraza?) oprócz mnie znajdowali się na nich także inni uczestnicy ruchu.

O ile Heniu Cyklista, który w ramach walki ze strachem przed ruchem ulicznym postanowił, w przydrożnym sklepie, pierdolnąć siedem winek i zapić harnasiem , jest równie przewidywalny jak jebany Zenon Skodziarz, czyli kapelusznik, którego auto z przebiegiem 1000 km pomimo mocnej pełnoletniości zna tylko drogę z domu Zenona do jego ogródka działkowego (jak Zenon pierdolnie w ramy i dzieci postanowią sprzedać auto, to nowy właściciel jeszcze przez trzy dni będzie musiał jeździć tylko na działkę i z powrotem stopniowo przyzwyczajając skodę do innych dróg i kierunków jazdy) .

Obaj oni stanowią stały element krajobrazu, więc technika radzenia sobie z tymi osobnikami jest jednym z odruchów każdego motocyklisty (no, albo zabija go to co najbardziej kocha, czyli lewy przedni błotnik skody Zenona podczas niesygnalizowanego manewru skrętu w bramę Robotniczych Ogródków Działkowych).

Tak więc współuczestników tych omijam automatycznie,  nie zaprzątając sobie nimi podzielnej uwagi (tak jak większość facetów podzielność uwagi mam taką, że jestem w stanie jednocześnie iść i żuć gumę, tudzież patrzeć się na dwa cycki jednocześnie).

Niestety po automatycznym wyminięciu Henia i Zenona pojawiają się One...

One - czyli jebany peleton składający się z paru, bądź parunastu samochodów, jadących w ściśniętej grupie.

Banda pierdolonych jeźdźców samochodowej apokalipsy, którymś ktoś na orlenie dosypał amfetaminy zamiast cukru do kawy, a w radio na wszystkich stacjach puścił "Obławę" Jacka Kaczmarskiego.

Zawsze jeżdżą w grupach. Jak stado wściekłych jeży biegnących znikąd donikąd udając przy tym Mustangi. 

Jadę przez senną wiochę 70 km/h gdy dopada mnie pierwszy ze stada. 

Akwizytor.
Srebrny sedan z logiem firmy, lidera na rynku środków na porost włosów na jajach u kucy szetlandzkich, dla którego zostawienie jakiejkolwiek odległości od pojazdu poprzedzającego jest równie niezrozumiałe jak umówienie mniej niż trzech spotkań na tą samą godzinę w oddalonych od siebie o setki kilometrów miejscach.
Pan Dedline, który w podstawówce nie uważał na fizyce i nadal myśli, że przy wyciśnięciu wszystkich soków ze swojej służbowej Insygni, gdy wyjedzie z domu o 9.00, to zdąży na spotkanie umówione na 8.45.
Po czterech próbach wyprzedzenia mnie z prawej, z lewej, lub z góry -  w końcu łyka mnie na podwójnej ciągłej, spychając jadącą z przeciwka ciężarówkę i ocierając się lusterkami o moje sakwy...

Za nim Dziunia.
Iloraz inteligencji równy długości tipsów podanej w centymetrach i siedzenie oparte o kierownicę Quaszkaja, czy innego pseudoterenowego auta dla kur domowych i alfonsów.
Młoda Dziunia gada przez telefon z Misiem lub inną dziunią.  Stara Dziunia, jedną ręką prowadzi, drugą obsługuje radio, trzecią podaje Brajankowi smoczek, który wypluł, czwartą uruchamia tableta Dżesice, a piątą ucisza gówniarzy, którzy z domu wynieśli zasadę, że kto głośniej krzyczy ten ma rację. Hyc i już jest przedemną. Uff...

Następny w kolejce jest Przeterminowany Młody Bóg.
Czarny Porsche Cayene (coś jak świnka morska - ani to świnia ani morska), czyli kolejna marketingowa hybryda do przedłużania kutasa, a w nim Myster Kredyt.
Krawaciarz o imieniu Raty Zero Procent i nazwisku Leasing 110.
Facet, który nawet dowód osobisty odbierał w korzystnej promocji,  nie mający nic poza wielkością raty kredytu wypisanej na czole. Szef Akwizytora i Mąż Starej Dziuni w drodze ze spotkania biznesowego na przewspaniały zlot z innymi przeterminowanymi, gdzie przy szklaneczkach alkoholu smakującego jak spirytus z pastą do butów (ale po 200 dolców za butelkę), będą się chwalili kto ile i jak dużych nowych kredytów nazaciągał...

Na Dupie Kredyta siedzi Tatusiek.
Combi Trumna na kołach z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych wydająca ostatnie tchnienia w pogoni z Cayenem, w celu udowodnienia, że także potrafi jeździć 100 km/h w obszarze zabudowanym. Ku uciesze Tatuśka i rozpaczy Kredyta (w końcu wartość auta powinna automatycznie przekładać się na odległość pomiędzy nimi i różnice w prędkości).
A w trumnie trójka dzieci tworzących harmider jak startujący odrzutowiec, Żona Tatuśka, Kolejkowa Madonna z wielkim Cycem,  umęczona życiem ponad miarę oraz Czesiek Kaskader za kółkiem, w którym po raz kolejny zagrała młoda krew (ostatnim razem skończyło się to poczęciem Alojzego - najmłodszego z gówniarzy drących ryja z tyłu. Imię po dziadku, zaakceptowane przez rodzinę i proboszcza)...

Peleton zamyka Seba Czasozaginacz.
Fiat Ducato wiozący przesyłki kurierskie, albo serdele do następnej wsi,  za kierownicą którego siedzi gość mający kompleks,  bo nadal go pytają o dowód jak chce kupić radlera, oraz prawo jazdy (które ma dwa dni z dzisiaj).
Nikt mu jeszcze nie powiedział, że busem nie da się dogonić żadnego z wcześniejszych aut, więc on to robi, często wyprzedzając nie tylko mnie, ale i któregoś z innych uczestników peletonu jednocześnie...

No i pojechali...

Teraz mogę się delektować spokojną jazdą 70 km/h i otaczającym mnie światem, leniwie uciekającym spod kół motocykla, przy basowym gangu silnika....

Aha - jest jeszcze On.
Dobre auto, trzymające się około 100 m za mną, które optymalnym torem jazdy podąża przez wieś i sekwencję ciasnych zakrętów. Gdy wychodzimy na prostą, a z przeciwka nic nie nadjeżdża, łyka mnie mając na blacie z przodu cyfrę 2. W chwili gdy jest na mojej wysokości jedzie możliwie daleko od motocykla, dzięki czemu manewr jest dla nas obydwóch całkowicie bezbolesny. Każdy jedzie swoją drogą nie przeszkadzając drugiemu...  



Motocyklista - stwierdzam w myślach i oddaję się radości jazdy po zakurzonej wiejskiej drodze...