Wschodnie Mazury i Litwa

Wschodnie Mazury i Litwa

"Jedyne ograniczenia jakie człowiek ma,  to te które sam sobie nakłada..."  
Truizm.
Text ze strony dla natchnionych gimbusów.  
Jednak nie do końca.
Tydzień przed początkiem urlopu idziemy z Anią przez las i popijając piwo gadamy o tym gdzie by warto pojechać.
Ustalone jest jedno - Mazury.
Zasadniczo wszystko jasne i jedyne co musimy doprecyzować, to kiedy i gdzie będziemy nocowali.  
- Stamtąd jest niedaleko na Litwę - rzuca od niechcenia Ania. Kurde
- Litwa - za granicę, kurde tak zaraz?, tak teraz? Kurde - dam radę? kurde trzeba by to przygotować (bla bla bla ... pierdolenie za uszami)
Mniej więcej tak wyglądały moje myśli w pierwszej chwili.  
- Wiem, że doskonale dasz sobie radę - mówi Ania widząc moje zamyślenie i konsternację.
-Sprzęt też - dodaje po chwili odpowiadając na resztę :)  
W sumie to czemu nie?
- Pomyślałem i zacząłem w myślach przygotowywać to co będzie potrzebne.  
Widowmaker od ostatnich wypraw nieco wyblakł i wytarł się tu i ówdzie, ale wigoru mu nadal nie brakuje, zatem po zapakowaniu go do pełna ruszamy w drogę.
Aha jeszcze tylko małe "ale" - czyli ośmiogodzinna zmiana w pracy od 5.30 w sobotę.
I już jedziemy :)  
Trasę planowała Ania i w kwestii logistyki zdała egzamin w pełni (plan, przeloty, noclegi, mapki, punkty do zwiedzenia itd)  

Dzień 1. SOBOTA 25.05  
Zgierz - Olszyny Kolonia - 270 km Wiocha pod Łomżą - jedziemy po pracy i mamy być przed zmrokiem, dlatego trasa to głównie autostrada, sznelka i krajówka.
Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie dojechać w rozsądnym czasie.
Po drodze lawirujemy pomiędzy cullononimbus incus
(nie wiem jak to się pisze, ale tak się czyta i robi wrażenie na Niedźwiedziu - czyli chyba jest mądrze, w skrócie - chodzi o chmurę burzową)
Na miejscu typowe agro z możliwością (na szczęście dla nas) zostania na jedną noc.
Pierwsze widoki z okna:


P1180345jpg

Pierwszy dzień  wyprawy i pierwszy dzień jeżdżenia pomiędzy kroplami (gdzie byśmy nie przyjechali wszyscy mówili, że przed chwilą przestało padać)  
Lokalne trunki:

P1180378jpg

Piwo dobre i o niespotykanym smaku.
Od lewej: Wyborowe w małej butelce, którą od czasu pracy w Niemczech nazywam schabowym.
Mocne, ale nie alkoholizowane (co rzadkie w dzisiejszych czasach), niefiltrowany wynalazek (też doby) i klasyczny dogrilowy spożywacz)
Podczas zakupów w/w trunków, lokalesi okupujący zadaszenie obok sklepu złożyli propozycję odkupienia Widowmakera za skrzynkę wina typu "Wiśnia Mocne" .
Odmówiłem.
Kurde.
Nigdy nie  miałem głowy do interesów.
Spacer podczas spożycia, tuż po deszczu i naprawdę zaczynamy myśleć, że tylko nad nami nie pada. Wieczorem deszcz kołysze nas do snu.  

Dzień 2.NIEDZIELA 26.05  
Łomża / Olszyny Kolonia - Sejny - 175 km  

Drugi dzień wyprawy wita nas słońcem po nocnej słocie.
Szybkie śniadanko i pakowanie. Około 9 jesteśmy na motocyklu i jedziemy dalej.
Na początku robimy skrót po jednej z mazurskich dróg lokalnych.
Mokra po całej nocy droga gruntowa pokonuje mnie kałużą z gliniastym podłożem i kamieniami.
Zasadniczo mógłbym dorobić do tego jakąś filozofię, ale po co?
Lądowaliśmy dzięki mnie w błocie jak Małysz za najlepszych czasów i tyle.  

P1180383jpg


Straty: oprócz ego kierownika i kilogramów błota tu i ówdzie wygięta osłona łańcucha i porysowane owiewki
(ponad 300 kg musiało na czymś się oprzeć)

Jedziemy dalej:

P1180394jpg

Twierdza Osowiec i Biebrzański Park Narodowy

P1180422jpg

Dalej kanał Augustowski:


P1180426jpg

Na koniec dnia w okolicach Sejn szukałem znów regionalnego piwa.
Nawet nie pomyślałem czemu w najmniejszych sklepach jest tylko Żubr, którego piję codziennie:

P1180433jpg

Ten wieczór spędziliśmy przy lokalnym i dobrze nam znanym Żubrze.  

Dzień 3. PONIEDZIAŁEK 27.05  
Sejny  - Wilno 175 km  

Pierwszy raz wyjeżdżam na moto za granicę.
Kurde - nie wiedzieć czemu dreszcz emocji i niezrozumiałe podniecenie.
Z drugiej strony - tak właśnie było i było fajnie.
Wymiana PLN-ów na Lity, tankowanie przed granicą i delikatne klepanie po udzie przez Anię w momencie gdy przekraczamy granicę.
Dalej wszystko jak u nas. Z tym, że czasem nieco inaczej :)

P1180475jpg

Osobliwe podejście Litwinów do oznakowania dróg jak autostrady.
Powyżej fotka z A4 czyli teoretycznie autostrady.
Zasadniczo na Ichnich autostradach przejścia dla pieszych, ciągniki rolnicze czy zawracanie to norma. Jedyne czego naprawdę mocno pilnują to prędkość.
Pozostałe przepisy to raczej zbiór luźnych sugestii co wolno a czego nie.    

P1180479jpg

Kolejne zdziwko - boczna droga z numerem i oznakowaniem prowadząca do miasta.
Bambosze cierpią niemiłosiernie a z nimi zawieszenie i dolna osłona silnika, którą dorobiłem zimą.
Bez większych przygód docieramy do Wilna. Nocleg w Hostelu w dzielnicy kurewek i pracowników sezonowych.    

P11805021jpg

Piwa dobre i lekkie. Ułożone od najlepszego po prawej.
To nasze pierwsze zaopatrzenie po zacumowaniu, później ruszamy na podbój Wilna.
Kapitalna trasa opracowana, jak zwykle, przez Anię pozwala na obejrzenie wszystkiego co chcemy.    

P1180543jpg

Powyżej jeden z widoków z wierzy Gedymina.
Uwaga - gdybyście chcieli coś zwiedzać pamiętajcie, że na Litwie jest czas +1 godzina do naszego.
Można nie trafić w czas otwarcie muzeów.
Wieczorem udajemy się na zwiedzanie cmentarza na Rossie:    

P1180585jpg

Deszcz i zmrok.
Coś pięknego i klimatycznego czego nie oddadzą zdjecia.    

Dzień 4. WTOREK 28.05  
Wilno - Szypliszki -202 km  

Kolejny dzień, to szybkie zwijanie z Wilna
(przed godzinami szczytu - w końcu jesteśmy w aglomeracji) i wyjazd w kierunku Kowna.
Po drodze cel do zobaczenia - czyli Morze Koweńskie.
Udaje nam się dojechać nad sam brzeg. Niestety jest on w ludzkim stylu (zabetonowany, zaasfaltowany, zaśmiecony i zużyty)


P1180609jpg

Kowno -  z oddechem Wielkiego Brata widocznym na każdym kroku.
Co ciekawe zabytki odbudowują niekoniecznie zgodnie z rysem historycznym.
Często niestety tylko na luźny wzór.
Chyba Łódź jest bardziej urokliwa, ale nie mnie to oceniać.    

Dzień 5. ŚRODA 29.05  
Szypliszki - Szczytno - 265 km  

Pierwszy postój dzisiejszego dnia, to wiadukty w Stańczykach.
Najwyższe wiadukty kolejowe w Polsce.
Z dołu zapierają dech w piersiach, a z góry odejmują go całkowicie (zwłaszcza po wejściu na nie w strojach motocyklowych)        

P1180765jpg

P1180772jpg

P1180775jpg

Powyżej Mazury z bocznych dróg.
Raz wyprowadzam moto z poślizgu przedniego koła (sam chyba nie wiem jak), raz kamienie wielkości pięści  o ostrych krawędziach rysują wydech i dolne osłony, raz jedziemy bokiem...
Jednym słowem Mazury.
Kolejny przystanek na naszej drodze to piramida w Rapie.    

P1180779jpg

To niesamowite.
Zwiedzamy miejsca, które znamy ze zdjęć z ogromną ilością ludzi.
Dzięki wybraniu takiej pory roku jesteśmy tam jedyni.
Jest cicho i spokojnie.
A może dzięki temu tez trochę klimatowo :)
Leniwy popas pod Piramidą i jedziemy dalej.
Po drodze do kolejnego noclegu zahaczamy tylko odrobinę o Morze Mazurskie (Śniardwy):

P1180809jpg

Wiem, że na Mazurach można spędzić nie jeden dzień, a nie nie rok, a całe życie. Niestety- my musimy się nacieszyć szybko pokonywanymi zakrętami pomiędzy kolejnymi mijanymi jeziorami.
Pod koniec dnia czeka nas nocleg u Ireny w Szczytnie (Polecam !!) pozytywnie zakręcona staruszka w zamku z klimatem czarownicy.
Wieczorny spacer do Szczytna to nasze pożegnanie z Krainą Wielkich Jezior.

P1180875jpg

Dzień 6. CZWARTEK 30.05  
Szczytno - ZGIERZ - 265 km  

Ten dzień to zasadniczo tylko (albo aż) jazda.
Wracamy do Zgierza i gdy mijamy jego rogatki Ania, tak jak podczas wjazdu na Litwę klepie mnie po udzie.
Dobra robota :)  
A dla mnie także nauczka, żebym uważał o czym marzę.
Bo to się może spełnić.  
Podsumowując.
1696 km, Widowmaker, Ania, Ja, Dwie sakwy, kufer i tankbag.
Jeden paciak.
Wylana prawa laga (ahh te mazurskie drogi)
Kolejne rysy na owiewkach i osłonach, parę więcej szram na kasku i szybie.
Parę doświadczeń i nauk na kolejne wyjazdy.  

Cóż - kolejny dzień mija...