Wakacje 2020, czyli jedziemy dalej... cz. 3

Wakacje 2020, czyli jedziemy dalej... cz. 3

Następnego dnia, gdy wstajemy po dość zimnej i wilgotnej nocy, nasi Gospodarze są już w pracy. Po śniadaniu i rozwiązaniu kluczowego problemu, czy za płotem stoją krowy czy owce (dyskusja była zażarta, a i tak okazało się, że obie strony miały rację. Z namiotu dachowego było widać stojące dalej owce, a z poziomu ziemi krowy) pojechaliśmy zwiedzać.

Zaczynamy od opuszczonych wiaduktów kolejowych linii Gołdap-Żytkiejmy. Botkuny i Kiepojcie są nieco ukryte i dzikie. Na szczęście dociera tam mało turystów, co owocuje niewielka ilością śmieci. W Stańczykach – ogrodzenie, komercja i dużo ludzi. Zwijamy się stamtąd szybko zahaczając jeszcze o wieże widokową znajdującą się niedaleko.

8 Suwalszczyzna 1jpg

Kolejny punkt na naszej mapie, to trójstyk granic Okręgu Kaliningradzkiego, Litwy i Polski. Od naszej strony podejście i tablice z opisem, od Litewskiej i Rosyjskiej, metalowe płoty i druty kolczaste. Dziwne to.

Po odrobieniu zaległości z poprzedniego dnia wracamy na Suwalszczyznę. Suwalski Park Krajobrazowy wita nas, zgodnie z sugestiami Piotra, w Smolnikach platformą widokową. Można z niej podziwiać pejzaże wykorzystane między innymi w „Panu Tadeuszu” Andrzeja Wajdy.

W tym miejscu zauważamy jak bardzo Suwalszczyzna różni się od Warmii i Mazur.To nie tylko drewniane domy zamiast kamiennych i murowanych, ale także niezliczone górki i góry, dzięki którym bardziej przypomina ona Beskidy niż Krainę Wielkich Jezior.

Na Cisowej Górze, oprócz pięknej ekspozycji Krzysiu i Ala sprawdzają, że określenie „piździ jak w Kieleckiem” może się równie dobrze odnieść do Suwałk.

Przed dioramą Góry Zamkowej stwierdzamy zgodnie, że żadne z nas nie ma zadatków na archeologa. Żadne z nas nie widzi w porośniętych trawą pagórkach, z których wystają pojedyncze kamienie pozostałości grodów z czasów Jaćwingów (choć autorzy dioramy rozwodzą i zachwycają się nad tym dość mocno).

Kolejny przystanek na pięknej szutrowej drodze to Wodziłki i znajdująca się w nich Molenna Staroobrzędowców z 1921 r. należąca do parafii Wschodniego Kościoła Staroobrzędowego. Niestety świątynia jest zamknięta i nie ma możliwości jej zwiedzania.

Na koniec zostaje nam Rezerwat Głazowisko Bachanowo. To takie dziwne miejsce, które cieszy przyjezdnych (bo jest coś do obejrzenia) i wkurza miejscowych (bo nie da się tam nic posadzić, zaorać, czy wybudować). Mówiąc wprost - to kupa kamieni, które rodzi na bardzo małym obszarze ziemia (tym razem jest trochę jak na Jurze Krakowska-Częstochowskiej).

Wieczorem organizujemy ognisko i przy pomocy pieczonych kiełbas i bimberku celebrujemy moje kolejne urodziny. Tak wiem. Pamiętam, że obiecałem kiedyś zrobić normalne, jeszcze nie tym razem.

9 Suwalszczyzna 2jpg

Kolejny dzień to wycieczka do Suwałk, gdzie umówieni z Piotrem zwiedzamy miasto. Nasz prywatny przewodnik opisuje nam historię tego rdzennie polskiego miasta i oprowadza po klasycystycznych zabudowaniach i ulicach. Poleca nam też Karczmę pod Sieją w Starym Folwarku nad jeziorem Wigry. Korzystamy i jemy tam pyszne kartacze i sałatki pod fenomenalną sieją. Po posiłku dojeżdżamy do miejscowości Sejny, gdzie słysząc na ulicy głośno rozmawiającą przez telefon turystkę, która tłumaczy komuś, że jest na Mazurach, krzywimy się wszyscy. Jednak praca Piotra nad naszą wiedzą odnośnie Suwalszczyzny przyniosła efekty.

Po kolejnej nocy spędzonej w Hańczy, pożegnaniu z Piotrem od którego na pamiątkę dostajemy stare książki – a jakże inaczej, ruszamy dalej na południe.

Aha – pozostała jeszcze kąpiel w jeziorze Hańcza. W końcu być nad najgłębszym jeziorem w Polsce i się w nim nie wykąpać to nie wypada. Woda jest zimna i przejrzysta, więc nie dziwi nas ilość folderów informujących o nabijaniu butli dla płetwonurków.

Dziś chcemy nieco podgonić odpuszczamy więc włóczęgę gruntowymi drogami i przesiadamy się na boczne asfalty. Augustów z jego kanałem i śluzami powoduje, że zmieniamy jednak nasze plany. Za mało kurzu i tęskno za błotem. Ania wynajduje szutrówkę przez Biebrzański Park Narodowy, dzięki której pomykamy rączo zostawiając za sobą tumany kurzu i oglądając kolejne, nieco mniej komercyjne śluzy niż ta w Augustowie.

Na deser Twierdza Osowiec. Niestety tego dnia wejście do samej twierdzy jest zamknięte, więc pozostaje nam wypicie kawy wśród ruin jednego z wysadzonych w powietrze fortów zewnętrznych.

10 Suwalsczyzna 3jpg

Przez Tykocin, w którym król August II ustalił i po raz pierwszy nadał odznaczenie Order Orła Białego, które nadawane jest zresztą do dziś, Supraśl, w którym po raz kolejny wykorzystujemy przywilej obcych tablic rejestracyjnych wyjeżdżając ponad 100 metrów spod zespołu klasztornego bazylianów, ulicą jednokierunkową pod prąd, docieramy do Kopnej Góry.

Jest to miejsce, gdzie kolejna gmina postanowiła ustawić darmowe miejsce biwakowe. Są wiatki i miejsca na ognisko, jest toi-toi i...

… ostrzeżenia przed wilkami.

Bieszczady nauczyły nas, że takie tablice nie stoją dla ozdoby, więc cieszymy się z noclegu w namiotach dachowych i staramy nie oddalać za bardzo od ogniska. Na kolację  po raz kolejny ląduje kociołek. Wypełnienie jest oczywiście trochę inne (dochodzą między innymi grzyby, które dziewczyny znalazły w lesie i te które dostaliśmy od Piotra) ale smakuje wyśmienicie.

Następnego dnia ruszamy bocznym asfaltem do Kruszynian. Kruszyniany to miejsce w którym znajduje się Meczet Tatarów Polskich oraz jeden z trzech ich cmentarzy. Jest tam także Jurta Tatarska, która wyglądem i zagęszczeniem ludzi przypomina Krupówki, więc omijamy ją z daleka. W meczecie młody Tatar w ciekawy i wciągający sposób opowiada o historii Tatarów Polskich, o Islamie i o tym jak współcześnie żyją Tatarzy. Dowiadujemy się między innymi, że słowo Ułan to zapożyczony z tatarskiego Młody Chłopak i skąd wzięły się pierwsze pułki jazdy tatarskiej służące Polsce.

Przed wejściem widnieje wielki napis „zakaz fotografowania”. Nasz przewodnik mówi, że w Meczecie nie należy robić zdjęć, gdyż jest to obraza. Jednak, gdy kończy opowieść odruchowo wyjmujemy aparaty nie przegania nas. Po chwili orientujemy się w niezręczności sytuacji, przypomina co mówił podczas swojej opowieści. „U nas nie ma spowiedzi, ale złe uczynki można zrównoważyć dobrymi. Allach was oceni, ale nie powinien być zbyt surowy”. W miłej atmosferze pokazuje nam bramę cmentarza tatarskiego i opowiada czym różni się obrządek pochówku oraz sama budowa grobów od tych które znamy.

Po zwiedzaniu cmentarza i zaopatrzeniu się u jednego z tatarskich lokalsów w drewno opałowe ruszamy w dalszą drogę. My szczęśliwi, dach i bagażnik od Garbatego nieco mniej, bo po brzegi wypakowany drewnem.Będzie co palić :-)

Szutrowymi drogami dojeżdżamy do nieczynnego przejścia kolejowego MIR.

Przed eksploracją przejścia, zarządzamy postój na posiłek i obowiązkową kawę. Podczas parzenia podjeżdża do nas pajero Straży Granicznej. Do białoruskich słupków granicznych mamy niecałe 100 metrów więc ta wizyta nas nie dziwi. Po ostatnich wydarzeniach na Białorusi sytuacja w pasie przygranicznym jest nieco bardziej nerwowa niż zwykle, ale nasze spotkanie kończy się na sprawdzeniu dokumentów i pogawędce gdzie jedziemy dalej.

Zresztą te informacje przekazane Strażnikom były dla nas dość przydatne - dwa charakterystyczne auta i czwórka ludzi nie była już więcej niepokojona przez SG, choć mijało nas sporo patroli.

Wijącą się wzdłuż granicy drogą docieramy do wsi Jałówka i ruin kościoła św. Antoniego, który się w niej znajdował. Piękny, choć mroczny klimat na parę zdjęć i ruszamy w dalszą drogę.

11 wzu granicyjpg

Kolejny przystanek – Grabarka. To taka Częstochowa Prawosławia. Ludzi na szczęście mało, więc Górę Krzyży zwiedzamy w akompaniamencie śpiewu zakonnic – trwa wieczorna modlitwa. Miejsce o dusznym klimacie, z którego szybko zmykamy na kolejny nocleg.

Tym razem lądujemy w Mielniku nad Bugiem. Gmina Mielnik znów nas miło zaskakuje. W zakolu Bugu znajdujemy zorganizowane kolejne miejsce biwakowe. Jest scena, pole namiotowe, miejsca dla kamperów, małe jeziorko z plażą i słomianymi parasolami. Jest także bieżąca woda.

I żywego ducha wokoło. Nic nam więcej nie potrzeba, więc rozpalamy ognisko i szykujemy kolację...