Skończyło się tak... czyli wakacje 2020 cz. 1

Skończyło się tak... czyli wakacje 2020 cz. 1

Ogar – pies myśliwski charakteryzujący się dużą niezależnością, przez co nie należący do psów łatwych w wychowaniu i nie jest polecany dla niedoświadczonych właścicieli... Ale także dwumiejscowy motoszybowiec polskiej produkcji, budowany w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

OGARJPG

„Od Śmigła!!!” - krzyknął Krzysiek siedząc w fotelu pilota motoszybowca, po czym pociągnął cięgło rozrusznika i obudził śpiący za naszymi plecami silnik.

Dwupłatowe śmigło obróciło się parokrotnie z wyraźnym ospaniem, po czym, gdy silnik zaskoczył osiągnęło obroty biegu jałowego.

Na tablicy przyrządów zaczęły się pojawiać kolejne wskazania informujące o tym, że silnik obudził się do życia i powoli zaczyna osiągać poziom rozgrzania przy którym będziemy mogli zacząć kołować na początek pasa startowego.

Z moim lękiem wysokości i przestrzeni był to moment, w którym wystarczyło mi wrażeń i najchętniej opuściłbym kokpit.

- Sierra Papa 0058 gotowy do startu z pasa Witków 150 - usłyszałem w słuchawkach głos Krzyśka.

(„Chyba Ty” pomyślałem i po raz kolejny zastanowiłem się czy, aby nie wysiąść. Ostatnia szansa.) Jednostajny odgłos silnika przeszedł w ryk, a śmigło wprawiło motoszybowiec w ruch.

Zaczęliśmy się rozpędzać.

Jakieś 200 metrów dalej przestałem czuć drgania pochodzące od koła przemieszczającego się po trawiastym pasie startowym.

Byliśmy w powietrzu.

Krzysiek spokojnym głosem objaśniał wszystko co robi oraz co dzieje się z „Ogórem” w którym siedzieliśmy.

- Wszystko jest tak jak powinno być. - usłyszałem, gdy na skutek wlecenia w dziurę powietrzną w ułamku sekundy znaleźliśmy się parę metrów niżej.

Krzysiu doskonale wiedział o moim lęku i robił wszystko, żeby go nie potęgować.

- Nabierzemy wysokości, aby było bezpieczniej i polecimy w kierunku Trójgarbu. - powiedział pukając palcem w wysokościomierz, aby sprawdzić czy mamy tendencję wznoszącą.

Najodpowiedniejsza wysokość na której chciałbym się znajdować to, mniej więcej, 1,8 metra w przypadku czubka głowy i około 5 mm w przypadku stóp nad ziemią. Gdy zobaczyłem, że jesteśmy ponad 200 metrów nad wysokością pasa startowego w Witkowie Śląskim i cały czas się wznosimy o mało nie dostałem zawału. - Chce ci się rzygać? - zapytał Krzysiek

- Nie - odpowiedziałem ze zdziwieniem słysząc własny głos w słuchawkach.

- Dziwne - odparł Krzysiek, a ja w duchu całkowicie się z nim zgodziłem.

Po paru minutach przestałem się skupiać na tablicy przyrządów i odważyłem się bardziej rozejrzeć po otaczającym nas świecie. Przepiękna perspektywa roztaczała się za „limuzyną”. (Przeszkolony z nazewnictwa wiedziałem już, że to ta część szyby, która znajduje się nad pilotem).

Uspokoiłem oddech i zauważyłem, że klamry pięciopunktowych pasów, które ściskam wżynają mi się mocno w dłonie oraz, że zaczyna mi być nieco zimno. Nie jest źle. Zaczynam czuć.


0 Samolotjpg

Poluźniłem chwyt na klamrach, przymknąłem ruchome okienko z mojej strony i z zaciekawieniem, które zaczęło wygrywać ze strachem zacząłem się rozglądać po okolicy.

Jednostajny i uspokajający głos Krzyśka opisywał krajobraz, który przesuwał się w okół nas. Zamek w Bolkowie, zamek Książ, obóz koncentracyjny Gross-Rosen z widocznym za nim kamieniołomem, w którym więźniowie wydobywali kruszywo. Współczesne kamieniołomy, miasta i miasteczka.

0 Samolot 2jpg

W pewnym momencie Krzysiek mówi, abym na chwilę przejął stery.

Łapię drążek i przez parę chwil to ja walczę o utrzymanie „Icka” w optymalnym położeniu.

Najczęściej najpotrzebniejsze przyrządy pomiarowe to te najprostsze. Tak jest w przypadku Icka i szybowców. Dlaczego?

Bo Icek to kawałek sznurka przyklejony do przedniej części owiewki, który pokazuje w jakim położeniu znajduje się szybowiec wobec opływających go strug powietrza.

Wystarczy tego dobrego. Ster przejmuje z powrotem Krzysiek i zaczyna zataczać wielkie koła po raz przechylając Ogara na jedną lub drugą stronę, aby widoczność z niego była jeszcze lepsza.

Gdy jesteśmy około 1,3 kilometra nad ziemią wszystko w dole wydaje się bardziej płaskie i ładniejsze. Muzeum kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej z zabytkową obrotnicą przypomina nieco dziecięcą zabawkę. Odnotowuje w pamięci, abyśmy kiedyś zobaczyli je z poziomu ziemi, tak abym mógł porównać jak wygląda naprawdę.

W pewnym momencie Krzysiek stwierdza, że jesteśmy już na tyle blisko lotniska w Witkowie, że dalszą drogę możemy odbyć jak przystało na szybowiec. Wyłącza zasilanie silnika i jednostajny basowy pomruk za naszymi plecami cichnie. Ostatnie obroty nieruchomiejącego śmigła szarpią przez chwilę kadłubem, po czym otacza nas tylko szum wiatru rozbijającego się o kadłub i skrzydła.

-Nosz ku..wa - myślę, gdy przestaję słyszeć jedyną mechaniczną rzecz, którą znałem z czegokolwiek innego (samochody, motocykle, łodzie, czy choćby kosiarki do trawy). To co dawało mi jakiekolwiek poczucie komfortu. Wiadomo przecież – jak silnik pracuje wszystko jest ok.

Krzysiek mówi, ze doskonałość aerodynamiczna Ogara pozwoli nam spokojnie dolecieć do Witkowa.

A nawet wylądować. Przy czym tutaj nie jest już tak różowo, bo w przypadku szybowca mamy tylko jedno podejście, bo nie ma możliwości poderwania maszyny i ponownej próby.

A co się dzieje jak się nie uda?

No cóż – zwiedzamy wtedy kartoflisko sąsiada, które jest przed pasem startowym, albo krzaki za nim. Z prędkością 100 km/h w laminatowej wannie.

Na moje szczęście Krzysiek perfekcyjnie przyziemia i po chwili „Ogór” z nami w środku toczy się po trawiastym pasie.

Gdy wysiadam z miejsca drugiego pilota Krzysiu pyta czy zdecyduję się kolejny raz.

Pomimo faktu, że nogi mi się trzęsą z radością potwierdzam. Na górze było naprawdę fajnie, a do tego udało mi się zapanować nad kolejnym z demonów. Trzeba go tylko jeszcze trochę pooswajać.

Na ten moment pierwsze półtorej godziny spędzone w powietrzu mam za sobą.

Co do paru chwil przez które trzymałem drążek (co można szumnie nazwać pilotowaniem) to Krzysiek, który wylatał pilotując szybowce ponad 300 godzin, stwierdził, że nieźle mi poszło.

Przypomniała mi się wtedy stara zasada z aut terenowych w podeszłym wieku: „jak chcesz jechać prosto, to musisz kręcić kierownicą”. W Ogarze było podobnie – lot prosto wymagał ciągłego kontrowania, przechylania, unoszenia i paru innych czynności wykonywanych przy pomocy drążka i pedałów.

A właśnie – auta terenowe. To parę dni wcześniej od nich zaczęła się przygoda, która doprowadziła mnie na fotel drugiego pilota w „Ogórze”....