Jako zadeklarowani fani trunków popularnych oraz jazdy motocyklowej postanowiliśmy połączyć te dwa główne nurty hobby (oczywiście nie dosłownie :) )
Pomysł wyszedł (jak zazwyczaj) od Niedźwiedzia - jedziemy śladami serialu "Ranczo" przy czym myślą przewodnią wyjazdu są osławione serialowe Mamroty
(zwane także gleborzutami, patykami i czachojebami)
Skład ekipy był różnorodny jak skład najlepszego rocznika gleborzuta za 2,99 z rozlewni w Kęblinach.
Otwiera go jak zwykle Niedźwiedź.
Pozostali to zbieranina z różnych środowisk, z różnych miejsc w Polsce (najdalej miał Zielony - z Zielonej Góry)
Była także Ula z Wawy,
Klan Kałużnych,
Brylant,
Otis,
Tadziu,
Pinio
i my z Anią.
Dobór motocykli także przypominał wynik zamknięcia chomika w sokowirówce niż uporządkowaną i logiczną całość.
Czyli wszystko po staremu.
Aaaa - w sumie to nie. Na tym wyjeździe obalamy mity jak kolejne butelki jabola Tzn ja obalam a Niedźwiedź odszczekuje.
Tzn mity nie jabole.
Tzn on obala też jabole a nie odszczekuje...
Kurwa.
Nieważne.

W każdym razie na powyższym zdjęciu widać, że obieram ziemniaki (sprawdziłem w wikipedii i to nie były arbuzy jak mi Niedźwiedź wmawiał) na jeden z posiłków przed wyjazdem.
Dalej były ckliwe pożegnania Niuniusów:

Tutaj rzadka sytuacja, w której można podziwiać jedynego z naszej trójki, który bez kasku wygląda ładnie ubranego od stup do głowy.
Po ckliwych pożegnaniach ruszyliśmy w trasę.
Hmm - wyjazd z Łodzi zorganizowaniem i ukierunkowaniem przypominał trajektorię lotu much wokół świeżo postawionego klocka.
Jechaliśmy wszyscy wszędzie, we wszystkich kierunkach i do tego na raz.
Dopiero po interwencji Pinia, który zatrzymawszy sforę na stacji zakrzyknął:
"Czy bylibyście łaskawi jechać w szyku" (czy jakoś tak)
Całość zaczęła wyglądem przypominać użelowane włosy Humpreya Bogarta.

W myśl zasady, że najgłupszych wysyła się na czoło, bo mała strata będzie jak ich coś zje, prowadzę ja.
W Górze Kalwarii Niedźwiedź psuje linkę od sprzęgła w Landrynie oraz spotykamy Ulę.
Naprawiona domowymi sposobami suzuka daje radę dalej, razem z resztą motocykli.
Jako, że prowadzimy my z Anią dalsza część trasy jest luźną wariacją na temat Niedźwiedziowego planu.
Pierwszy postój - Sklep Krystyny Więcławskiej "u Krysi"

Czyli zakup mamrotów oraz pamiątkowe zdjęcie na ławeczce.
Zaraz obok kościół dobrze znany z filmu:

Po krótkim zwiedzaniu oraz spakowaniu:

Ruszamy dalej.
Jako, że wieczór się zbliża, a nam zaczyna doskwierać pragnienie, na Wisłą w okolicach miejscowości Czarne, spuszczamy ze smyczy naszego najlepszego tropiciela nielegalnych miejsc biwakowych - czyli Pinia.
Jak zwykle wynajduje kapitalne miejsce, jak zwykle na terenie zalewowym, ale za to z przepiękną plażą, małym dopływem głównej rzeki, oraz sztucznym spiętrzeniem wody.

Tutaj zadaję kłam kolejnym mitom:

Przygotowuję ognisko.
Przy którym dość szybko opróżniamy zawartość bagażu.
Oraz następnego dnia rano myję grilla:

Kolejny dzień zaczynamy ogarnięciem miejsca biwakowego, z którego zabieramy także śmieci po poprzednikach i roszamy w dalszą drogę.
Cel podróży - Czarnowisko - czyli działka Ani i moja na która robimy najazd Hunów.

W lokalnym sklepo-barze zdrożeni zamawiamy po małym Piwie.
Całości jest przeciwny Pinio.
Ale tylko do momentu otrzymania piwa.
Kolejny krok, to lądowanie na działce:

Na niej pyszny gulasz z kociołka, kolejna dawka napojów popularnych oraz zabawy (czasem do białego rana) Skutki widoczne:


Następnego dnia po usunięciu skutków spożycia rozjeżdżamy się do domów.

I gdy jeszcze nie ostygły silniki a na kurtkach nie zasechł kurz zaczynamy myśleć o kolejnej wyprawie :)