Listopad 2010
- Wyglądasz jakby cię ktoś wysrał . – stwierdził beznamiętnie Sławek , gdy stanąłem we wrotach warsztatu .
- Poczytam to za komplement - odpowiedziałem , wchodząc do kantorka w którym zawsze pijemy kawę . - Na motorze chciałbym pojeździć . – dodałem pustym głosem .Chwilę taksował mnie wzrokiem , popijając kolejny łyk lury ze swojego kubka .
- Weź mój strój i żółwia ( pancerz na plecy) . Motor jest tam , a droga to to czarne za bramą. - Powiedział po chwili . To był chyba najszybszy kurs jeżdżenia jaki ktokolwiek w życiu otrzymał .
Kiedy nieporadnie ubierałem kolejne elementy stroju usłyszałem chrapliwe zapuszczanie czterogaźnikowego pieca.
Sławek rozgrzewał Suzzi dla mnie .Gdy wyszedłem na zewnątrz motor był już rozgrzany i nerwowo, jakby aż rwał się do jazdy pulsował w rytm silnika na jałowym biegu .
- Jak tym kierować ? – krzyknąłem przez kask w kierunku znikającego w warsztacie Sławka . - Tak jak rowerem , tylko szybciej . – odpowiedział .I zatrzasnął wrota .
Gdy zakładam rękawice , wrota znów się otwierają .
- Czekaj . Pstryknę Ci fotkę , żebyś miał pamiątkę jak się rozdziewiczyłeś na motorze. –
Mówi jakoś bardziej ciepło niż zwykle .
Po chwili pokazuje mi zdjęcie czarnej Suzzi ze mną na karku .- No to chyba czas na mnie – mówię ledwie wyczuwając sprzęgło . Pierwsze nieśmiałe próby jazdy i powoli poznaję organizm na którym siedzę . Podczas ćwiczenia ósemek wywracam motor łamiąc prawą owiewkę .
Gdy stwierdzam , że czas ruszyć w droge adrenalina jest taka , że muszę uchylićszybę kasku , gdyż jest cała zaparowana , pomimo tego , że jest listopad i około 5 stopni powyżej zera .
To jednak prawda , że człowiek dorasta do wszystkiego z czasem .
Zamiast dawać w pełen palnik najpierw sprawdzam biegi .
Bawię się dohamowaniem , przy redukcjach i gwałtownym dodawaniem gazu .
Prawa dłoń , prawie pozbawiona czucia ogarnia bardzo czuły gaz i główny , przedni hebel .
Lewa , ta z bliznami po przyjaźniach i nie tylko , obsługuje sprzęgło . Śliski asfalt pod kołami powoduje tylko większy przypływ adrenaliny .Po raz pierwszy w życiu siedzę na motorze i niestety wiem , że minie wiele czasu zanim pojedziemy dokładnie tak jak ja chcę , a nie tak jak wyjdzie .
Pierwsze starty są raczej nieśmiałe .
Kręcę silnik do zaledwie 7 tys obrotów .
Kolejne biegi i dohamowania . Tak na próbę .
Po jakiejś pół godzinie stwierdzam , że czas pojeździć .
Jak to jest , jak siedzisz na motorze ?
Sprawdź , bo ja tego nie potrafię opisać .
Startuję od dołu obrotów , jedynka , 9 tyś obrotów , 2/3/4/5/6 bieg .
Siedzę na dzikim zwierzu , który drze się w niebogłosy pędząc krętą drogą przez las , po równym jak stół nowym asfalcie .
Wokół mnie słońce tnie jak skalpelem przepiękne wzory , pomiędzy wiszącymi jeszcze listkami o tysiącu kolorów .
Wraz z napływającym do gaźników paliwem , wzrastającym rykiem silnika i pompowaną do żył adrenaliną na mojej twarzy pojawia się uśmiech .
Jeeeezuuu – jak ja kocham życie - myslę biorąc kolejny zakręt .
Kolejna sekwencja zakrętów i przypomina o sobie niesprawna prawa dłoń . Zbyt mocne dohamowanie i motor stawia bokiem . Ratowanie gazem i kończy się na niezdarnym oberku na drodze , po którym jadę dalej .
Po tej sytuacji mój uśmiech zastyga , gdyż zdaję sobie sprawę , z tego , że jestem jak stary poobijany wrak , który na każdej części ma skazę .
Blizny i rany powodują , że wyglądam i czuję się jak stare i ledwo jeżdżące auto , które wszyscy kolejni właściciele traktują jak zwykłą rzecz , która będzie służyć , na pewno nei za długo , ale gdy się zepsuje do końca , to się ją wyrzuci bez uczucia żalu .
Biorę kolejną sekwencję zakrętów , za którymi znajduje się schodzący mostek z małą chopką . Ten , znany z rajdówki , ułamek sekundy , gdy lecę nisko nad ziemią wytrąca mnie z moich przemyśleń .
No cóż . Widocznie tylko cztery gaźniki sprzęgnięte na jednej przepustnicy są w stanie mnie pokochać i zaakceptować .
Podnosze lewą dłoń w górę łapiąc wiatr .
Jak ja to kocham .