Punk - czyli pierwsza wspólna jazda. (19 marca 2012)

Punk - czyli pierwsza wspólna jazda. (19 marca 2012)

Na początek wypada się przedstawić, a co za tym idzie moje pierwsze wpisy będą opowieścią o tym co było i jak było. Pozwoli Ci to umiejscowić mnie i moje opowieści w swoim świecie a co za tym idzie zrozumieć to o czym będę pisał dalej.

Listopad 2010

- Wyglądasz jakby cię ktoś wysrał . – stwierdził beznamiętnie Sławek , gdy stanąłem we wrotach warsztatu .

  - Poczytam to za komplement - odpowiedziałem , wchodząc do kantorka w którym zawsze pijemy kawę .   - Na motorze chciałbym pojeździć . – dodałem pustym głosem .  
Chwilę taksował mnie wzrokiem , popijając kolejny łyk lury ze swojego kubka .  
- Weź mój strój i żółwia ( pancerz na plecy) . Motor jest tam , a droga to to czarne za bramą. -    Powiedział po chwili . To był chyba najszybszy kurs jeżdżenia jaki ktokolwiek w życiu otrzymał .  

Kiedy nieporadnie ubierałem kolejne elementy stroju usłyszałem chrapliwe zapuszczanie czterogaźnikowego pieca.

Sławek rozgrzewał Suzzi dla mnie .  

Gdy wyszedłem na zewnątrz motor był już rozgrzany i nerwowo, jakby aż rwał się do jazdy pulsował w rytm silnika na jałowym biegu .

  - Jak tym kierować ? – krzyknąłem przez kask w kierunku znikającego w warsztacie Sławka .   - Tak jak rowerem , tylko szybciej . – odpowiedział .
I zatrzasnął wrota .  
Gdy zakładam rękawice , wrota znów się otwierają .  

- Czekaj . Pstryknę Ci fotkę , żebyś miał pamiątkę jak się rozdziewiczyłeś na motorze. – 

Mówi jakoś bardziej ciepło niż zwykle . 

Po chwili pokazuje mi zdjęcie czarnej Suzzi ze mną na karku .  

Zdjcie-0008jpg

- No to chyba czas na mnie – mówię ledwie wyczuwając sprzęgło .   Pierwsze nieśmiałe próby jazdy i powoli poznaję organizm na którym siedzę .   Podczas ćwiczenia ósemek wywracam motor łamiąc prawą owiewkę .  

Gdy stwierdzam , że czas ruszyć w droge  adrenalina jest taka , że muszę uchylićszybę kasku , gdyż jest cała zaparowana , pomimo tego , że jest listopad i około 5 stopni powyżej zera .

To jednak prawda , że człowiek dorasta do wszystkiego z czasem .

Zamiast dawać w pełen palnik najpierw sprawdzam biegi . 

Bawię się dohamowaniem , przy redukcjach i gwałtownym dodawaniem gazu .

Prawa dłoń , prawie pozbawiona czucia ogarnia bardzo czuły gaz i główny , przedni hebel .

 Lewa , ta z bliznami po przyjaźniach i nie tylko , obsługuje sprzęgło .   Śliski asfalt pod kołami powoduje tylko większy przypływ adrenaliny .  
Po raz pierwszy w życiu siedzę na motorze i niestety wiem , że minie wiele czasu zanim pojedziemy dokładnie tak jak ja chcę , a nie tak jak wyjdzie .  
Pierwsze starty są raczej nieśmiałe .
Kręcę silnik do zaledwie 7 tys obrotów .
Kolejne biegi i dohamowania . Tak na próbę .  
Po jakiejś pół godzinie stwierdzam , że czas pojeździć .  

Jak to jest , jak siedzisz na motorze ?  
Sprawdź , bo ja tego nie potrafię opisać .  
Startuję od dołu obrotów , jedynka , 9 tyś obrotów , 2/3/4/5/6 bieg .  

Siedzę na dzikim zwierzu , który drze się w niebogłosy pędząc krętą drogą przez las , po równym jak stół nowym asfalcie .

Wokół mnie słońce tnie jak skalpelem przepiękne wzory , pomiędzy wiszącymi jeszcze listkami o tysiącu kolorów .

Wraz z napływającym do gaźników paliwem , wzrastającym rykiem silnika i pompowaną do żył adrenaliną na mojej twarzy pojawia się uśmiech .

Jeeeezuuu – jak ja kocham życie -  myslę biorąc kolejny zakręt .

Kolejna sekwencja zakrętów i przypomina o sobie niesprawna prawa dłoń . Zbyt mocne dohamowanie i motor stawia bokiem . Ratowanie gazem i kończy się na niezdarnym oberku na drodze , po którym jadę dalej .

Po tej sytuacji mój uśmiech zastyga , gdyż zdaję sobie sprawę , z tego , że jestem  jak stary poobijany wrak , który na każdej części ma skazę .

Blizny i rany powodują , że wyglądam i czuję się jak stare i ledwo jeżdżące auto , które wszyscy kolejni właściciele traktują jak zwykłą rzecz , która będzie służyć , na pewno nei za długo , ale gdy się zepsuje do końca , to się ją wyrzuci bez uczucia żalu .

Biorę kolejną sekwencję zakrętów , za którymi znajduje się schodzący mostek z małą chopką . Ten , znany z rajdówki , ułamek sekundy , gdy lecę nisko nad ziemią wytrąca mnie z moich przemyśleń .

No cóż . Widocznie tylko cztery gaźniki sprzęgnięte na jednej przepustnicy są w stanie mnie pokochać i zaakceptować .

Podnosze lewą dłoń w górę łapiąc wiatr .

Jak ja to kocham .