Pomyłka

Pomyłka

Wraz z dzisiejszym wpisem otwieram nową/starą kategorię "Opowieści dziwnej treści"
Czyli opowiadania, które czasem pisuje i gdzieniegdzie publikuje.  

"Pomyłka"    

Valvoline VR1 .
Właśnie kończyłem wlewać czwarty litr do pięknie utrzymanego Scorpio Cossie ,
gdy zmroziło mnie pewne zadżebiście ważne pytanie ,
które zadałem sobie o cztery litry oleju za późno .

- Zakręciłeś korek ? – zapytałem sam siebie , niestety ustami Ciepłego .

Poczułem jak serce odbija mi się od resztek mózgu i od jajec na zmianę ,
po czym zanurkowałem na dno kanału ,
wprost na spotkanie całkiem sporej plamie oleju .

- No to teraz kurwa masz robotę , nie dość , że musisz tego trupa skończyć , to garaż ma lśnić . Ja wychodzę . Mam parę spraw do załatwienia . – Stwierdził Ciepły ruszając w kierunku szatni .
- Dobra , dobra – bąknąłem , stwierdzając , że z myśleniem dam sobie na ten tydzień spokój .

Z jednej strony byłem zły na siebie , bo był piątkowy wieczór a ja będę siedział w warsztacie i zbierał olej z dna kanału zamiast ...

… no właśnie .

Zamiast czego ?

Gdyby nie to , po skończonej pracy wpadłbym po parę piwek do sklepu na rogu i zasnął przy nich oglądając durne seriale w śnieżącym telewizorze , będącym jedynym , mającym jakąkolwiek wartość sprzętem , który podnosi rangę zaplutej nory jaką wynajmuję do poziomu mieszkania .

Kuurwa – nawet ja nie jestem tam w stanie wejść po trzeźwemu .

Ze sporą dozą żalu odłożyłem tak ekscytujące plany na dalszą część wieczoru i zabrałem się za wrzucanie szmat do kanału , tak aby naciągnęły oleju .
Gdy skończyłem , Ciepły wyszedł z szatni .
Był wykąpany i odwalony jak stróż w Boże Ciało

- Na randkę idziesz ? – zapytałem
- Także , ale wiesz , najpierw interesy , później dupeczki .

Ciepły był typem faceta , którego niosła każda fala .
Zawsze miał szczęście , najlepsze laski , auta i smykałkę do interesów .
Heh , jak ja mu tego zazdrościłem .
Zwłaszcza tych interesów .
Przyjeżdżał pod warsztat nowym Landcruiserem , albo Evo , kazał je podszykować i już go nie było . Heh , jak ja mu tego zazdrościłem …

Gdy wyszedł zabrałem się za uzupełnianie oleju w Cossie ( tym razem z korkiem we właściwym miejscu ) .
Gdy skończyłem usłyszałem odgłos otwierających się wrót do warsztatu .

- Zapomniałeś się poperfumować , czy wróciłeś dać mi buzi w czółko na weekend ? - zapytałem , sądząc , że to Ciepły .

W odpowiedzi , gdy podnosiłem się spod przepastnej maski , otrzymałem soczysty cios w prawą nerkę . Zabrakło mi tchu , a ból był tak ogromny , że nie zdołałem nawet krzyknąć . Wygięty jak dziwny robaczek , którego ktoś nadziewa na szpilkę . powoli osunąłem się na kolana .
Dwie pary silnych ramion pomogły mi wstać i odwrócić się .
Abym przestał się nad sobą rozczulać otrzymałem strzał w splot słoneczny , który całkowicie odebrał mi ochotę do czegokolwiek .
Jedyne co widziałem przez załzawione oczy , to świetliste kręgi żarówek przy suficie .
Ciosy zadawane po twarzy miały bardziej efekt kosmetyczno – orzeźwiający niż sprawiający ból . Co nie zmienia faktu , że gdy ze mną skończyli wyglądałem jak mięso przygotowane na tatara .

- Do jutra masz oddać całość kasy – zawyrokował ciemny cień przede mną – Za obie fury , które ostatnio sprzedałeś – dodał .

Gdy próbowałem odpowiedzieć , że to chyba pomyłka i że przekażę koledze , który przed chwilą wyszedł , usłyszałem tylko cichy świst jaki byłem w stanie z siebie wydobyć .
Przerwał mi kolejny strzał w spot słoneczny .

- Dlaczego nazywają cię ciepły ? bo jesteś jak ciepłe kluchy ? – zapytał Cień .
Po trzecim strzale osunąłem się na kolana i dalej na ziemię .
Kopniak w żebra spowodował , że się położyłem w pozycji krewetki , a przed butem na twarzy uratowało mnie jedynie to , że przewracając się na plecy poczułem pod lewym ramieniem przepaść kanału , która mnie za sobą pociągnęła .
Bezwładnie upadłem na nasączone olejem zimne szmaty i jedyne z czym walczyłem to z oczami uciekającymi w górę powiek .
Jezu , jak bardzo nie chciałem zemdleć .
Ostatnie co usłyszałem to odgłos pękających szyb w aucie nade mną i głos Cienia :

- Wystarczy . Myślę , że zrozumiał …

Świerzy olej ma charakterystyczny „tłusty” smak .
Wąchasz go i wiesz , że jest tłusty .
Nawet bez dotykania .
Po prostu to wiesz .
I tyle .

Gdy w nim leżysz przez jakiś czas , nadal jest zimny i nadal pachnie tłusto , a krew , zamiast zastygać robi na nim zabawne koraliki w kolorze ciemnej czerwieni .

- Kacuś giguś – pomyślałem , stwierdzając , że jeżeli piekło polega na tym , że wiecznie będę miał kaca , to właśnie się w nim znalazłem .

Gdy powoli próbowałem się wydostać z kanału zacząłem kojarzyć fakty .

Mam oddać bliżej nieznaną sume , do jutra , bliżej nieznanej osobie , w przeciwnym razie bliżej poznani ludzie zrobią mi bliżej poznane kuku , sądząc iż jestem tym kim nie jestem .

To było za wiele jak na mój mały rozumek .
Nawet bez Gigusia .
A tym bardziej z nim .

Po drodze , do szatni minąłem Scorpio z powybijanymi szybami .

Gdy wszedłem do brudnego pomieszczenia służącego za szatnię , jadalnię i biuro jednocześnie stwierdziłem iż warto by się nieco ogarnąć, przed ruszeniem na miasto .
Okazało się , że dostałem nieco bardziej niż myślałem .
Bolące niemiłosiernie nerka i mostek , współgrały z rozciętym łukiem brwiowym , i prawie niewidocznym lewym okiem .

Nie rozczulając się zbytnio nad sobą doprowadziłem się do względnego ładu , zmywając z siebie resztki oleju i krwi przy pomocy brudnego ręcznika i pasty do szorowania podłóg , której używałem zwykle do mycia rąk .

Po przebraniu się w normalne ( czyli mniej brudne niż warsztatowe ) ubrania i założeniu na opuchniętą głowę , czapki , stwierdziłem iż mogę wyjść .
Mała , stara honda , którą jeździłem stała z boku garażu , na szczęście nie ruszona przez wesołą gromadkę , która mnie odwiedziła .
Gdy do niej wsiadłem i zapuściłem motor w głowie miałem pustkę .

Gdzie jechać ?
Co zrobić ?

Z trudem pozbierałem kołaczące się , w pękającej głowie , myśli i stwierdziłem , że muszę pogadać z kimś , kto może wpłynąć na to , żebym dostał odpowiedź o co tu kurwa chodzi , lub chociaż , dostał odrobinę czasu , aby to wszystko wyjaśnić .

Taką osobą był Tata .

Niestety , aby do niego dotrzeć musiałem przebyc pół polski , co w moim teraźniejszym stanie , oraz przy pustym baku i portfelu było nie takie łatwe .

Facet w moim wieku i z moją reputacja , zamiast listy kontaktów do zaufanych przyjaciół i fajnych dupeczek w mieście posiada raczej listę adresów spod których wyleci przed , lub po tym jak powie : „ dzień dobry” .

Cóż było robić .

Strzeliłem jak w brydżu , gdy nie ma się nic w karcie a wystartować trzeba .

Już chwilę później szesnastozaworowy motor ciągnął zgrabne auto z obolałą wkładką w mojej postaci w kierunku willowej dzielnicy położonej na drugim końcu łodzi .

Praktycznie nie pamiętam co się działo , w czasie zanim pod kołami auta zachrzęścił biały żwir podjazdu do wielkiego , ale przytulnego , parterowego domu z wielkim garażem ukrytym pod ziemią.

Zatrzymałem auto i wysiadając splunąłem krwią na śnieżnobiały żwirek pod nogami .

Dwa stopnie pokonałem z małym bólem żeber .

Dzwonek .

Po nim kolejny .

W głębi domu usłyszałem sprężyste i pewne kroki .
Po chwili w uchylonych drzwiach zobaczyłem postawnego faceta ubranego w czarne bojówki i sandały .

- Żółw – powiedział facet – Co za spotkanie – Dodał z uśmiechem jakby widział dobrego przyjaciela , jednocześnie lustrując mój obity ryj i zgarbioną sylwetkę pokazaną w pełnej krasie gankowych świateł .

- Co u Ciebie słychać ? – zapytał tonem , jakby widział biznesowego kolegę tuż , przed wspólnym bizneslunchem .
- Wiesz . Codziennie coraz lepiej . – Odpowiedziałem krzywiąc nie spuchniętą połowę wargi i próbując puścić do niego oczko .
- Goha jest ? – zapytałem chrapliwie , stwierdzając iż wystarczy tych uprzejmości .
- Jest , ale to nie pora na przyjacielską kawkę , na którą chcesz wejść . Właśnie wychodzimy. -Odpowiedział , a ja w tym samym momencie zobaczyłem za jego plecami delikatną twarz otoczoną długimi włosami o kolorze ciemnego blondu .
Filigranowa dłoń z długimi palcami odsunęła odźwiernego na bok .
Ewidentnie wbrew jego woli , lecz jedyne na co się zdobył , to odwrócenie się na pięcie , całus w policzek i rzucone przez ramię :

- Za pół godziny mamy być w Manhattanie . Teraz w drzwiach stała szczupła kobietka o rysach dziecka i oczach zimnych jak stal .
Drwiący uśmieszek , tylko na chwilę został zastąpiony przez grymas przypominający ból .

- Zawsze sobie obiecywałam , że jak Cię spotkam , to dam Ci w twarz . – powiedziała . – Ale Tobie chyba na dzisiaj wystarczy . – Dodała po chwili wahania .

Przetarłem dłonią mniej obitą część twarzy i próbując zebrać myśli powiedziałem coś w stylu - EeeeeAaaaaa ….

- Otworzę garaż – przerwała moją intelektualną mękę . – Wjedź tam – Dodała zatrzaskując drzwi .

Pod domem usłyszałem cichy szelest otwierającej się bramy .
Wgramoliłem się do auta i nie zapuszczając silnika , stoczyłem hondę , omijając stojącego na podjeździe RangeRovera , do podziemnej hali .
W chwilę po tym wrota zamknęły się i w środku automatycznie zapaliło się światło . Wysiadłem ze stojącego poprzek garażu auta i uklęknąłem nad znajdującą się w podłodze studzienką odpływową.
Zdjąłem mokrą od krwi czapkę i splunąłem do studzienki .
Za sobą usłyszałem delikatne damskie kroki w butach na szpilce . Kroki ustały z drugiej strony auta , a do mnie dotarł jedynie delikatny zapach perfum .

- Jeeeezu – usłyszałem , bardziej jako objaw zmęczenia i podirytowania niż przerażenia .

Cichy odgłos ściąganych butów i bose stopy poruszające się po zimnej kafelkowej podłodze , a w chwilę później szczęk otwieranych drzwiczek szafki znajdującej się gdzieś po lewej za mną .

Niecała minutę później na moim karku poczułem chłodną i delikatną dłoń , a na głowie mokrą gazę obmywającą rany .
Oparłem się plecami o błotnik Hondy i bezwładnie poddawałem się zabiegom , które przywracały mnie do świata żywych .

- To będę musiała zszyć – usłyszałem , jako stwierdzenie i już chwilę później poczułem dobrze znane dziubanie igły i ściąganie rozerwanych części skóry , tak charakterystyczne do szycia bez znieczulenia .

Zabawne .
Człowieka szyje się tak jak worek na kartofle , tylko trzeba mocniej igłę trzymać .

Pod koniec szycia prawa dłoń Małgorzaty oparła się na mojej kości policzkowej , a delikatny zapach perfum , z błogością ogarnął moje nozdrza .
Przez chwilę zastanawiałem się dlaczego nam kiedyś nei wyszło .

Hmm … - może gdybym nie był takim dupkiem ….
Ale byłem . Jestem i …..

Z moich filozoficznych rozważań wyrwał mnie nasączony spirytusem tampon przyłożony do krwawiącej rany nad okiem .

- Nie podniecaj się , bo Ci szwy puszczą - usłyszałem w odpowiedzi na wszystko .

A całkowitą jasność widzenia przywróciło mi ukłucie w szyję i rozchodzący się od niego ból zastrzyku .

- Nie chcę prochów – zaprotestowałem .
- Nie pitol – usłyszałem w odpowiedzi – Bez tego nie dojedziesz nawet do zakrętu .

Chwilę później stałem o własnych siłach .
Moja wybawicielka na moment zniknęła .
Gdy pojawiła się ponownie , rzuciła mi na maskę auta zwinięte w kostkę spodnie i koszulę .

- Masz , załóż to – powiedziała , stając zawsze tak aby jej twarz kryła się w cieniu .

Gdy się przebrałem podeszła tak blisko , że nasze twarze dzieliło tylko parę centymetrów .

- Masz też to - powiedziała wciskając mi mały zwitek banknotów i przytrzymując o sekundę za długo moją zamkniętą pięść w swoich dłoniach

- A teraz wypierdalaj . – dodała .

Gdy próbowałem się wysilić na odpowiedź , pchnęła mnie z całej siły w kierunku auta .
Odgłos podnoszonej bramy definitywnie dał mi do zrozumienia , iż ta wizyta dobiegła końca .

Bez odwracania się wsiadłem do auta i wyjechałem .
Skręcając spod domu na drogę dojazdową otworzyłem okna i szyber , aby z głowy wywietrzał mi zapach perfum i domu , w którym przed chwilą byłem .

Strzał który dostałem w szyję spowodował , że rany przestały boleć , a umysł stał się w miarę przejrzysty .

Aby zatankować wybrałem Neste – na samoobsługowej stacji mój obity ryj nie powinien przyciągnąć niczyjej uwagi .

Pół godziny później byłem w drodze do osoby , która jako jedyna mogła mi cokolwiek wyjaśnić .

Do Taty .

Gdy mijałem zardzewiały drogowskaz , mówiący o konieczności skrętu w lewo i przejechaniu siedmiu kilometrów , jeżeli będę chciał się dostać do miejscowości Kaliska , cyfrowy zegarek pośrodku deski rozdzielczej pokazywał drugą w nocy .

To kiepska godzina na rozpoczęcie odwiedzin , u kogos , kogo nie widziałem przez ponad rok i kto niekoniecznie chce się ze mną spotkać .

Po tej myśli , zwolniłem jazdę i poszukałem odchodzącej od głównego asfaltu , zjazdu pomiędzy przydrożne drzewa .

Sto metrów dalej zauważyłem miejsce w którym honda spokojnie stoczyła się z asfaltu i praktycznie niewidoczna od strony drogi zatrzymała się w niecce powstałej po przewróceniu się wielkiego przydrożnego jesiona .

Uchyliłem lekko szyby , z nadzieją iż płytki i nerwowy sen przyjdzie szybciej niż przestaną działać środki przeciwbólowe , które dostałem .

Parę minut później o dach auta zaczął kropić deszcz , a ja powoli zacząłem się zapadać w odchylonym do tyłu fotelu w czymś co bardziej przypominało letarg niż sen .

Bywają takie chwile , że bez względu jak gównianą sytuację miałbyś na jawie , cieszysz się , że się obudziłeś i , że to wszystko , co przed chwilą Cię otaczało to był tylko sen .

Gdy się ocknąłem , zegar na desce pokazywał kwadrans po ósmej , a słońce nieśmiało przebijało się przez stalowoszare chmury .

Bez wysiadania , zapuściłem motor i po własnych śladach kół wytoczyłem się powrotem na szosę . Dwa kilometry za sennymi Kaliskami ,skręciłem na utwardzoną gryzem polną drogę .

Po kolejnych dwóch kilometrach kluczenia pomiędzy pagórkami z rachitycznym zbożem i ruinami opuszczonych gospodarstw , dotarłem do starej folwarcznej , zawsze otwartej bramy .
Droga za brama była prosta i prowadziła do delikatnie odnowionego dworku , w którym ktoś włożył bardzo dużo pracy , aby urządzenia elektroniczne typu kamery , czy fotokomórki były skrzętnie ukryte i nie psuły harmonii widoku niczym z pierwszych stron Pana Tadeusza .

Zatrzymałem , totalnie nie pasującą do tego obrazka hondę , na pustym podjeździe i zamiast udać się schodami do głównych drzwi domu , obszedłem dwuskrzydłowy budynek z lewej strony , kierując się na jego tyły .
Wokoło nie zauważyłem nikogo , ale dobrze wiedziałem iż , od momentu gdy tylko przekroczyłem kołami linię bramy , każdy mój ruch jest uważnie śledzony .

To że dotarłem tutaj gdzie byłem było tylko dobrą wolą właściciela posesji .

Za domem ujrzałem dobrze znaną sylwetkę mężczyzny , w którego ruchach tylko oko wprawnego obserwatora zauważyłoby ślady po przebytym wiele lat temu udarze .

Tyłem do mnie krzątał się przy stole zastawionym wiktuałami przygotowanymi do sporządzenia wielkiego słoja ogórków małosolnych .

Pomimo iż równo przystrzyżona trawa tłumiła całkowicie odgłosy moich kroków , a On krzątał się tyłem do mnie , byłem pewien , że wie o mojej obecności .

Stanąłem dwa metry za nim i nie wiedząc co powiedzieć i jak zacząć przerwany dawno dialog próbowałem zebrać myśli .

- Dobrze , że jesteś . – usłyszałem – weź spod domu szpadel , pójdziemy nakopać świerzego chrzanu .
Zdanie to wypowiedziane , tak jakbym poszedł się odlać i nie było mnie pare minut a nie parenaście miesięcy , wybudziło mnie z zamyślenia i całkowicie zbiło z tropu .
Szurając nogami poszedłem po szpadel .
Cóż mogłem zrobić .
W milczeniu poszliśmy na zbocze nieopodal , na którym od zawsze rósł najdorodniejszy dziki chrzan . I zacząłem wykopywać kolejne duże i poprzerastane chrzanowe korzenie .

- Nie niszcz liści ! – zganił mnie , gdy zbierałem się aby wypowiedzieć pierwsze słowa .
- Mam problem Tato . – Odparłem , łagodniej łapiąc natki .
- Problem ? – zamyślił się . – Każdy z nas ma jakies problemy . – dodał najwyraźniej bawiąc się zaistniałą sytuacją .
- Tak , ale ja po raz pierwszy w życiu mam spore kłopoty , które tak naprawde nie są moje . – odparowałem , zbierając się w sobie aby opowiedzieć całą historię .
- Widzisz . Takie czasy – odpowiedział , gdy nabierałem powietrza przed dłuższym wywodem . – Posyłasz kogoś , aby odzyskał Twoje pieniądze , a oni nawet nie są w stanie sprać właściwego faceta . Brak słów . Co za partacze .

Zatkało mnie .
I to do tego stopnia , że zamiast próbować odpowiedzieć cokolwiek skupiłem się opętańczo na czyszczeniu korzeni chrzanu .
- Ciepły od dawna kręcił na boku . I to jeszcze akceptowaliśmy . Niestety zaczął mieć brzydki zwyczaj zapominania o płatnościach . A o tym już zapomnieć nie mogliśmy . To nieuczciwe i psuje atmosferę we wszystkich interesach . Nie tylko w tym konkretnym . – Dodał zrywając pare świerzych liści dębu i oddzielając płatki liścia od łodyżek . - Ale nie przejmuj się . Te patałachy najpóźniej jutro załatwią sprawę do końca . – w tonie jego głosu było bardziej znużenie niż złość . – Poukładaj równo ogórki i zlaej wrzątkiem , a na nich ściśle liście dębu i chrzan .

Posłusznie wykonałem polecenia , realizując kolejne czynności znane ze starej rodzinnej receptury .

- Ale , przecież on odda kasę . – zacząłem nieśmiało
- Tu nie chodzi o pieniądze – przerwał mi . – Uważasz ze jestem głupcem , którego można naciągać i wodzić za nos ?
- Nie , ale … - znów nie dokończyłem - A może uważasz ,że się pomyliłem i ze nie ten ponosi konsekwencje co powinien ? Może chłopaki sprali własciwą osobę ?
- Nie . – odpowiedziałem z rezygnacją układając kolejną warstwe ogórków i dolewając wywaru .

Wiedziałem iż sytuacja jest nieodwracalna , a decyzje zostały już dawno podjęte .
Gdy ułożyłem cały słój naprzemiennie następujących po sobie warstw , Tata przykrył go odpowiednio dopasowanym talerzem i przycisnął dużym kamieniem . Łoskot przesuwającego się po sobie porcelany i krzemionki spowodował , że przeszedł mnie zimny dreszcz .

- Jakbyś był w pobliżu za parę dni to wpadnij . Ogórki będą gotowe , to damy ci słoik . – Usłyszałem na zakończenie wizyty . Chwilę później ciche skrzypniecie drzwi od kuchni uświadomiło mi iż zostałem sam na zewnątrz domu .
Gdy pięć minut później zapuszczałem silnik auta powiedziałem sam do siebie :
- Pora wracać .

I uporczywie wypychałem z myśli pytanie , które samo się nasuwało .
Tylko dokąd ??