Podróże małe i duże - czyli słów kilka o przygotowaniach i planowaniu.

Podróże małe i duże - czyli słów kilka o przygotowaniach i planowaniu.

Dzisiejszy wpis dedykuję przede wszystkim Pumie (aka Małpi Chuj), którego miłość do motocyklizmu zakiełkowała jakiś czas temu i nie dała sie wyplenić przez prozę życia, a który teraz stoi przed dylematem co zrobic dalej z tą miłością.
Kolejną - szerszą grupą dla której to pisze są wszyscy Motocykliści (płci obojga), którzy zaczynają dopiero swoją przygodę, lub też po paru sezonach miejskiej jazdy stwierdzają, ze chcieliby gdzieś dalej.
Wpis ten będzie zasdniczo wyciągiem wiedzy, którą mozna znaleźć we wszystkich poprzednich wpisach, okraszony drobnym komentarzem, prowadzonym w formie zadawanych sobie pytań, na które proponuję abyś sam sobie (przy mojej małej pomocy) odpowiedział.  
Tak więc - zaczynamy, na ogół wtedy gdy do życia budzi się coraz bardziej skłonna do kopulacji flora i fauna i czy są to pierwsze pąki na drzewach, czy też pierwsi podążający pod pobliskie Tesco Miszczowie Prostej i palenia gumy nam w żyłach zaczyna grać melodia przy której widzimy Don Kichota jadącego samotnie przez bezdroża Hiszpanii, tudzież innego błędnego podróżnika (w dzisiejszych czasach raczej na stalowym rumaku), smętnie roztrząsającego sens życia podczas podrózy z nikąd do nikąd, z którym się aktualnie choć trochę utorzsamiamy.

Pierwsze pytanie, które zadajemy sobie to na czym jechać.
Odpowiedź jest prosta (choć o doborach motocykla na pierwszy, czy też do wypraw, bez względu czy będą one prowadziły do Mongolii czy na sopockie molo napisano niejedną pracę doktorską)
Tym co aktualnie mamy.
Jeżeli jest to pozostała po jazdach do pracy 125-tka jedźmy nią.
Jeżeli mamy częściowo przygotowaną do Toru Ninję, to zdejmijmy z niej cały wyścigowy stuff i gotowe.
Naked? - czemu nie (nasi ojcowie na nakedach objeżdżali świat)
Cruiser? - jeszcze lepiej.

Tak naprawdę gdy zaczynamy planować pierwszy wyjazd dalej niż do sąsiedniego miasta Nikt nie wie jakie pytania musi sobie zadać, więc jedźmy czymkolwiek, aby zacząć odnajdywać PYTANIA (a dopiero później odpowiedzi na nie)
Wiem, że tutaj część z Was może się zniechęcić, gdyz spodziawała się jasnego przekazu, że moto ma być taki to a taki w takim kolorze i z wypunktowanym wyposarzeniem.
Ale takiej odpowiedzi po prostu jednoznacznie udzielić się nie da.
Dlaczego?
Ponieważ dla jednych podróżowanie to przejazd autstradą z Łodzi do Gdańska ze średnią prędkością 200 i szybkie wypicie kawy kontemplując linię ściga na tle morza, dla innych to wleczenie się boczną drogą z prędkością 70 km/h i zachwycanie się każdym ładnym pagórkiem tudzież bardziej fantazyjnie ubarwioną krową beztrosko srającą na trawniczek.
Jeżeli po Twojej pierwszej trasie pojawi się pytanie - czemu nie jechałem szybciej, lub czemu tak mnie nudziły te odcinki po drogach szybkiego ruchu, to już wiesz w którą stronę iść z kolejnymi pytaniami.
Tak to działa.  
No tak. A co gdy nie mamy motocykla?
Oferta i rozbierzności cenowe przyprawiają o zawrót głowy, a znam nawet przypadki zniechęcenia, gdy pierwszy optymizm, pomimo posiadania odpowiednich środków, wypalał się i zamiast moto w domu gościł nowy telewizor tudzież nowy kolor zason w kuchni (czy to smutne zostawiam Tobie do oceny).
Tutaj taże uproszczę wszystko do minimum.
Gdy masz 4 - 6 kpln kup bandita olejaka (może to być XJ-tka, lub jakikolwiek sprzęt tego typu ale innej firmy)
Gdy masz 10 - 12 kpln kup SV-kę.
Kwoty, które podałem powodują, że przy zakupie jest spora szansa trafić na sprzęt w poprawnym stanie, którym da sie pojeździć i po pierwszych niezbędnych serwisach jedynie czerpać przyjemność z jazdy.
Celowo nie zagłebiam się w tematy typu a czemu nie GSXF? Transalp? Virago itd.
Sorry jak ktoś trzymał dupsko na sprzęcie góra godzinę jednorazowo, a jego jedyną wyprawą była droga do pracy, którą motocykl zna tak dobrze, że po sprzedarzy jeszcze trzy dni sam z przyzwyczajenia jeździł tylko nią, to wracamy do probelmu znalezienia właściwych pytań.
A dopiero później odpowiedzi na nie.  
Aha - a jak nie mam prawka A? - tutaj przychodzi z pomocą segment 125 ccm (tylko sprawdź bo są obwarowania co do możliwości jazdy takim sprzętem na B)
Nie żartuję. W zeszłym roku odbyliśmy wyprawę, w której prawie 600 km Ania jechała na Marauderze 125.
Dwa lata wcześniej Pagon na jednej z wypraw ujeżdżał Varadero 125 a trasa myała także grubo ponad 500 km.
Jedynymi obwarowaniami były tutaj sposób zaplanowania trasy oraz dobór przędkości przelotowych a co za tym idzie dystansów.
Tym oto sposobem przechodzimy do kolejnego elementu pierwszych wypraw - czyli planowania.   Dobrze jest mieć kogoś takiego obok siebie jak Niedźwiedź.
Facet jeździł motocyklami jeszcze zanim wynaleziono koło, dlatego pierwsze moto miał na kwadratowych kołach a co z tym idzie wpłynęło to nieco na jego psychikę, ale wracamy do tematu.
Niedźwiedź jest doświadczonym podróznikiem, który wie w których momentach "nowego" wrzucić na głęboką wodę, a w których trzeba nieco pomyśleć za niego i mu pomóc.
I tutaj polecam rozwagę przy doborze bardziej doświadczonych uczestników wypraw.
Niektórzy przechodzą do porządku dziennego nad rzeczami oczywistymi (ale niestety oczywistymi dla nich) a co za tym idzie później boleśnie przekonujesz się, że zabranie dodatkowej pary skarpet i stroju przeciwdeszczowego byłoby lepszym pomysłem niż żel do włosów i dwa rodzaje perfum.
Jeżeli ktoś bawi się w mamę i wypytuje co masz w każdej z toreb - nie denerwuj się.
Po porstu nie chce kopotów dla Ciebie i siebie.
Jeżeli pogania Cię i pyta czemu nie filtrujesz w wyjazdowym korku z miasta.
Uważaj bo ta forma nauki może być bardzo bolesna.  
Co zrobić jednak gdy nie ma obok Ciebie kogoś takiego? jak wyjść z błędnego koła Nie mam z kim jeździć, bo nikogo nie znam, Nikogo nie znam, bo nie jeżdżę, nie jeżdżę, bo nie mam z kim jeździć ...?
Towarzyszy podróży można znaleźć na szlaku, lub podczas niedzielnych przejażdżek (Tadeusza i Grzegorza poznaliśmy na takiej niedalekiej wycieczce, parę miesięcy później jechaliśmy z Tedixem do Albanii) Zatem na szlak :)
Tutaj parę wskazówek odnośnie planowania trasy.
Pamiętaj - jeżeli to Twoje pierwsze jazdy gdzieś dalej, to przemoknięcie pod Półtuskiem i złapanie zpalenia płuc w namiocie w Girzycku nie są "zmarszczkami drogowego wojownika" od opowieści o których niewiasty z pobliskiego gimnazium sciagają majty przez głowę.
Będą to bolesne doświadczenia po których jedyne co stwierdzisz to NIGDY WIĘCEJ.
Potraktuj zatem zapowiedzi meteorologów jako cenne rady odnośnie sposobu ubioru (lub nawet przełożenia wyprawy, na jazdę przy padającym deszczu ze śniegiem przyjdzie czas)
Pamiętaj, że w majowy długi weekend w namiocie może być cholernie zimno, a padający przez cały czas deszcz zniechęci Cie do wszystkiego.
Gdy aspekt pogodowy mamy już opanowany pora się zapytać gdzie jechać. Wiem, że wyprawa w nieznane to najfajniejsza wizja, ale proponuję aby ściganie się ze stadami zebr po sawannie nieco jeszcze poczekały.
Na początek zastanów się, czy w promieniu 300 km do Twojego miejsca zamieszkania nie ma uroczego zakątka w którym ostatni raz byłeś z ekipom z liceum?
Sprawdzona droga, którą choć częściowo znasz zdejmie przynajmniej część stresu związanego z jazdą w nieznane przy jednoczesnym nawigowaniu, a dzięki temu będziesz pamiętał piękno krajobrazu i zapach rozgrzanego słońcem lasu a nie bezustanny paniczny lęk o to czy nie zabłądziłem i jak patrzeć na mapę na krętej drodze z niemym błaganiem w oczach typu "daleko jeszcze?"
Gdy już znajdziesz swój cel podróży zastanów się w jaki sposób do niego dojechać.
(Pamiętasz ograniczenia motocykla jaki posiadasz? a może dodatkowo już wiesz że autostrady są nie dla Ciebie?)
Sprawdź czy po drodze sa miejsac warte zobaczenia, ale takie do których niekoniecznie chciałoby Ci się jechać jako do głównego celu.
To naprawdę dobry pomysł na przerwy w wyprawie (zabytkowy most kolejowy, drewniany kościół, miejsce bitwy czy choćby urokliwe starorzecze widziane z drogi na wzgórzu)
W takich miejscach planuj postoje i popasy a zobaczysz, że już od początku Twoja wyprawa stanie się bardziej magiczna.  
Zaplanuj postój co godzine jazdy (około 60 - 70 km) lub co 100 km w przypadku gdy ta część trasy z przymusu przebiega po drogach typu autostrada.
Przed jazdą sprawdź poziom paliwa (najlepiej zatankuj poprzedniego dnia) ora zasięg motocykla (chyba, że go znasz) pomoże on w przypadku planowania tras z mniejszą ilością stacji (w Polsce raczej bez znaczenia)
Aha - na jeden dzień podróży ze zwiedzaniem planuj max 200 km jazdy.
W przypadku dojazdu do terenu, który będziesz zwiedzał niech to nie będzie więcej niż 300 km (500 km to już moim zdaniem przesada, po której nogi wejdą Ci w dupę a w głowie będziesz słyszał tylko szum jak z zepsutej spłuczki w kiblu)  
Wiem, że podawne przeze mnie odległości brzmią śmiesznie zwłaszcza przy tym co można przeczytać na forach, blogach lub usłyszeć na zlotach, ale planujemy jazdę, która ma być przyjemnym wstępem do przygody a nie pójściem na całość doświadczonego globtrottera.
Poza tym mówimy o powtarzalnym jeżdżeniu parę dni z rzędu a nie jednorazowym wyskoku. (Czytałem kiedyś opis wyprawy do Mongolii, w którym ekipa założyła powtarzalne przejechanie 1000 km dziennie (!!!) przez 7 dni z rzędu i po dwudniowej przerwie przez 6 kolejnych.
Nawet pierwszy wpierdul od Ojca za rozdarte nowe sopodnie mnie tak nie bolał jak to co czytałem.
Jak to się skończyło? - pierwszego dnia zrobili bodjaże 600 drugiego 500 a każdego kolejnego powtarzalne 200-300)
Właśnie - pisze o przebiegach, ale nic nie wspomniałem o długości całkowitej wyprawy.
Na początek nie planuj dłuższej niż 5 dni (krótszej także nie bo pozostanie niedosyt)
Pomyśl o tym aby pierwszą noc spędzić w hostelu lub pensjonacie, który możesz zarezerwować przez internet, tak abyś miał pierwszy nocleg.
Kolejny moze już być w namiocie, ale pamiętaj o pogodzie.
Środkowy dzień najlepiej przeznacz na zostanie w jednym miejscu odpoczęcie i pozwiadzanie na pieszo okolicy (co za dużo to niezdrowo nawet jazdy)
Pamiętaj także, że nie jesteś na wyścigach czy też rajdzie punktowanym za odbicie się w każdym z planowanych miejsc.
Daj sobie możliwość zmiany planów, trasy (dlatego nie przesadzaj z bukowaniem wszystkich noclegów - przywiązanie to także nie jest dobra rzecz.
Pierwszy jeden - dwa w zupełności wystarczą) Jezeli jedziesz mniejszą ekipą lub wręcz sam weź to pod uwage w przypadku planowania żarcia.
Rozożenie na parę motocykli kawy i kohera albo kotła do gotowania nad ogniskiem, to żaden problem.
Gdy jedziesz sam, to zbędny balast, którego nie będzie Ci się chciało rozkładać.
Kawa ze stacji benzynowej nie smakuje przygodą ale wzmacnia, a nawet Martyna Wojciechowska jadała podczas wypraw w przydrożnych knajpach.
Pamiętaj także, że jazda załadowanym motocyklem jest inna niż solo.
A jazda załadowanym moto w dwie osoby to już zupełnie inna bajka.
(Małe pytanie - wiesz kto się najgłośniej śmiał gdy po raz kolejny nie chciałem brać Plecaczka?) Motocykl zapakuj wcześniej nawet jakbyś po pierwszym pakowaniu miał nim pojechać do pracy lub do kumpla na kawę.
Czemu? bo obluzowany bagaż łatwiej się skleja pod domem niż 200 km dalej a przypalone od rury ubrania mozna jeszcze zamienić na inne.
Pamiętaj także, że plecak to dobry pomysł do miasta ale nie na wyprawę.
Po paru godzinach z pełnym plecakiem Twój kręgosłup powie Veto.
Gdy już jesteśmy przy jeżdzie z drugą osobą.
Drobna rada dla planujących zabrać przyszłą matkę swoich dzieci w jej dziewiczy rejs.
Jeżeli najbardziej hardkorową wycieczką jaką odbyła dziewczyna do tej pory był wyjazd pekaesem do Zakopanego, to lepiej zaplanuj noclegi w pensjonatach lub agro, a jedzenie w knajpach z ogródkami.
Noclegi w namiotach wplataj pojedynczo i stopniowo, a wtedy może (podkreślam MOŻE) smukłe damskie udo w skórzanych spodniach zagości na tylnym siedzeniu podczas wypraw przez niedostępne góry na których jeść będziecie ryby złowione w pobliskim strumieniu.
Gdy zrobisz odwrotnie - to Twoja połowica zakrzyknie Nigdy Więcej.  
Myślę, że na początek wystarczy.
Jeżeli ktokolwiek komu udało się przebrnąć przez ten przydługi wywód będzie miał jakieś pytania, lub chciał abym podzielił się z nim wiedzą, której nie zawarłem w tym wpisie - niech da znać a pociągniemy temat dalej.