Nadwarciański spontan.

Nadwarciański spontan.

Nie każda podróż z punktu A do punktu B musi być nudna.

W ostatni weekend stanęliśmy przed zadaniem bardzo bliskim każdemu Nowoczesnemu Rodzicowi (chodzący w korpokieracie osiołek nie mający czasu na nic), a mianowicie przetransportowaniem najmłodszego z dzieci od wakacyjnej laby u Dziadków na działce do miejsca zakwaterowania rodzicielki. 

Ania słusznie zauważyła, że warto do tego użyć Garbatego Jednorożca, czyli naszej wyprawówki, która z powodu braku naszego czasu zarasta ostatnio w krzakach i jest sukcesywnie przejmowana przez rdzę oraz miejscowe pająki. 
W końcu okazyjny wyjazd do pracy, lub po zakupy jest dla niego raczej obelgą niż okazją do rozprostowania kości. 

Taszczący na plecach sporą ilość naszego szpeju turystycznego dinozaur zareagował na wyjazd ze zwyczajnym dla siebie spokojem (czyli nie zareagował. Podobnie jak nie reaguje na kręcenia kierownicą, wciskanie gazu tudzież hamulca, oraz parę innych rzeczy). 
Odpalił i pognał rączo (75 km/h) bocznymi drogami, w które czasami raczył trafiać na północ do leżącego na Kujawach Chodcza. 

Przejęcie najmłodszego z produktów ubocznych uprawiania sexu przez dorosłych odbyło się  sprawnie i po nieznacznym podoliwieniu grilla z moim Tatą, a Kubusiowym Dziadkiem, kolejnego dnia ruszamy w kierunku Powidza aby odstawić Młodego do kolejnego miejsca tymczasowego pobytu. 

Ania zadbała, aby podróż przebiegała możliwie małymi i bocznymi drogami, tak aby Kuba liznął po raz kolejny naszego sposobu spędzania wolnego czasu. 

Szutry Kujaw i wschodniej Wielkopolski doprowadziły nas od miejsca gdzie kiedyś przebiegała granica zaborów Pruskiego i Rosyjskiego. 

DSCN5910JPG

Każde z naszych dzieci jest z powodu uwarunkowań rodzicielskich dwumiastowe. Ich miastami rodzinnymi są Zgierz i Poznań (albo Poznań i Zgierz) więc Młody przechodzi szybką lekcję historii odnośnie zaborów i tego co po nich nastąpiło (oraz kolejną dawkę różnic językowych pomiędzy tymi, jakże bliskimi w dzisiejszych czasach miejscami). Mam nadzieję, że będzie to kiedyś dla nich atut, a nie powód do tworzenia kolejnych podziałów, które są ostatnio takie trendi.

Po odwiedzeniu dawnej granicy  udajemy się do znalezionej przez Anię miejscówki, w której zamierzamy pokazać Kubie jak podczas wyprawy wykonuje się przerwę - czyli popas. 

DSCN5936JPG

W ten sposób lądujemy nad jeziorem Budzisławskim. 
Rynnowe jezioro polodowcowe (kolejna mimowolna lekcja dla Kuby) ze swoimi wszystkimi zaletami, które są także wadami. 
Stosunkowo łatwy dojazd spowodował, że jest ono ulubionym miejscem biwakowania bliższych o dalszych wypoczynów, o czym świadczą góry śmieci wokół miejsc po dawnych ogniskach. 

Dobre opony i napęd 4x4 powoduje, że możemy wbić się nieco dalej i urządzić popas w miejscu, które wygląda jeszcze w miarę normalnie. 
Zabieramy ze sobą z niego tylko parę śmieci, które zostawili po sobie poprzednicy (puszki po piwie robią się cholernie ciężkie gdy się je opróżni. To jakiś taki paradoks fizyki o którym ktoś powinien napisać conajmniej doktorat).

Gdy wyjeżdżamy leżący na plaży wypoczyn kiwa głową z dezaprobatą, zasilając jednocześnie puszką po harnasiu pobliską hałdę odpadów, tak malowniczo prezentującą się obok koca na którym leży wybranka jego serca. 
W końcu każdy wypoczywa tak jak umi.

W dalszą drogę ruszamy według wskazówek Ani, które Kuba odczytuje z mapy oraz opisu.
Dzięki temu jedziemy wzdłuż starej trasy kolejki wąskotorowej, która stanowiła kiedyś ważny szlak pomiędzy Koninem a Gnieznem.

DSCN5946JPG

I tak docieramy do Powidza. 
W miejscowości trwają obchody święta ziemniaka (albo buraka) czy innego wiosła, przez co jest w nim jeszcze więcej wypoczynów i związanych z tym atrakcji takich jak korki (kurwa w mieście gdzie są cztery samochody z czego dwa w leasingu) O ile lokalsi są w takich przypadkach, na ogół, spoko, to wypoczyny tworzą atmosferę gniazda szerszeni, które ktoś wrzucił do metalowej latryny i zaczął w nią napierdalać kijem. 

Na pożegnanie Kuba stwierdza, że kiedyś też będzie miał terenówkę i jego Starszy Brat (!) oraz tata (w sensie ja) pomogą mu ją doposażyć i będzie nią jeździł w różne miejsca razem z nami. 

Ziarno zostało zasiane. 

Kierujemy się na południe w kierunku Warty. 
Ania obczaiła parę miejsc, jako potencjalnie przydatne do biwakowania i trzeba je sprawdzić. 

Po drodze zbaczamy do ruin wiatraka (trzeba mieć oczy szeroko otwarte)

DSCN5949JPG

Budowla znajduje się pomiędzy Ciążeniem a Pyzdrami i naprawdę warto ją odwiedzić. 
Nie jest zdewastowana przez imprezowiczów i fajnie oddaje klimat upadającego zabytku techniki. 

DSCN5953JPG

Następnie docieramy do Wydm Śródlądowych koło Pyzdr.

DSCN5962JPG

Lokalne władze postanowiły ochronić to miejsce przed degradacją poprzez zarastanie roślinnością, eksplorację piasku i rozjeżdżanie przez dzikie przejazdy offroadowe, umożliwiając jednocześnie podjechanie do nich i przejazd, wytyczoną drogą aż do Warty. 
To lubimy - nie tylko zakazy i szlabany, ale jednocześnie możliwość obejrzenia czegoś ciekawego z dala od drogi.

Dalsza droga to podążanie na wschód terenami zalewowymi Warty.

DSCN5984JPG

Niestety na naszej drodze staje dosyć spory "pierwiastek chaosu", który powoduje że dojazd do Ciążenia staje się chwilowo utrudniony. 

DSCN5987JPG

Prom w tym miejscu działa w dni powszednie a w weekendy niekoniecznie, co powoduje, że musimy znaleźć inną drogę do domu.

Jak to mawiają, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, więc po drodze mijamy ostoje ptactwa i dzikiej zwierzyny, oraz miejsca w których lokalsi magazynują i suszą witki.

DSCN5989JPG

Wieczór zaczyna zastawać nas pomiędzy starorzeczami Warty, w połączeniu z informacjami, że w centralnej Polsce szaleją burze z gradem postanawiamy założyć obozowisko na noc. 

DSCN5994JPG

Hotel nad Wartą z milionem gwiazdek, oferuje takie widoki. 

Jak to mawiają, głupi ma szczęście, więc udaje nam się znaleźć nawet małą (2 metry na 3) lokalną plażę.

DSCN5999JPG

Z której widzimy obozowisko ustawionej za strumieniem pary. 
Toyota Rav4 z przyczepą campingową, oraz masa sprzętu do łowienia ryb i ich oporządzania (między innymi wędzarnie). 
Przez chwilę przypatrujemy się jak wspólnie łowią ryby i je przygotowują, przy czym wymieniamy się uwagami jak to dobrze, gdy dwoje ludzi ma wspólną pasję i się nią dzieli. 

Kurde, coś o tym wiemy.

Gdy nas spostrzegają machamy sobie przyjaźnie i pozdrawiamy. 
Czyli jednak oprócz Wypoczynów można spotkać normalnych ludzi, trzeba tylko dalej pojechać. 

Wieczorem robimy szybkie ognisko i przygotowujemy obozowisko do nadejścia burzy, która krąży wokoło.

DSCN6020JPG

Rano okazuje się, że grzmiało i padało wszędzie, tylko nie u nas. 

Kawa oraz śniadanie pozytywnie nastrajają nas do dalszej podróży.

DSCN6027JPG

Gdy wyjeżdżamy zostaje po nas jedynie wydeptana trawa i zasypany dół w którym wczoraj paliliśmy ogień. 
Wędkarze z naprzeciwka machają radośnie na pożegnanie. 

W drodze do domu, przy cichym akompaniamencie opon słuchamy wpadającego przez okna wiatru, niosącego kolejny upalny dzień. 

Dostajemy informację, że Duży Kuba, który wrócił wczoraj z obozu harcerskiego szykuje się do kolejnego wyjazdu. 

Gina pyta, czy pożyczymy jej auto na wycieczkę na Bałkany i rozpatruje jaki motocykl kupić. 

Mały Kuba, który wczoraj biwakował z nami chce mieć w przyszłości terenówkę i jeździć tak jak my. 

Nie traktuję tego jako zabierania nam przez nich miejsca. 
W hotelu z milionem gwiazd znajdzie się miejsce dla nas wszystkich. 
Cieszę się, że sposób życia jaki im prezentujemy staje się także ich sposobem na życie. 

Cóż. Kolejny Dzień Mija...