W związku z tym, że równie często jak słyszeliśmy to zdanie, udawało nam się przenocować z Niedźwiedziem w jakiejś zapomnianej przez ludzi dziurze (oczywiście na dziko), postanowiliśmy sprawdzić jak to wygląda, nie na Mazurach czy Podlasiu, ale w centralnej Polsce.
Dlaczego tutaj?
Dlatego, że mieszkamy w centrum, a przy posiadaniu weekendu, wyprawa w miejsca znajdujące się przysłowiowy rzut beretem nie tracimy czasu na dojazdy.
Drugim powodem było coraz większe zapełnienie segregatora o nazwie "Podróże - miejsca do odkrycia" w którym Ania zebrała sporą ilość miejsc znajdujących się w promieniu 150 km od domu, a które trzeba zobaczyć.
W piątkowe popołudnie wyruszamy więc ze Zgierza na południowy wschód. Pierwszy cel to kopalnie kruszywa za Spałą i Tomaszowem Mazowieckim.

Cześć z nich czynna (te omijamy) część opuszczona i przez to wraz z opuszczoną zabudową dająca naprawdę postapokaliptyczny obraz.
Nawigowanie po szutrowych drogach, na które wjechaliśmy zaraz za Zgierzem kończymy nad Pilicą w okolicach Inowłodza.
Miejsce w zakolu Pilicy, na porośniętym drzewami cyplu zachęca do pozostania.
Ponieważ zaczyna zbliżać się wieczór rozbijamy obozowisko.

Ze względu na ładną pogodę Kuba postanawia spać w hamaku.

W nocy dodatkową atrakcja okazuje się być stado saren, które podchodzą na odległość paru metrów od namiotu i hamaka.
Kolejny dzień zaczynamy od błogiego lenistwa.

Przyroda powoli budzi się ze snu, a my podziwiamy widoki.

Po przebudzeniu w namiocie daję sobie jeszcze parę chwil zanim się wygramolę.
Później szybkie śniadanie i planowanie dalszej trasy.

Tym razem postanawiamy pojechać na południowy zachód, a żeby zrobić to tak, abyśmy nie spotkali ludzi musimy się nieco natrudzić (po drodze jest Zalew Sulejowski).
W końcu zostawiamy papierologię (zawsze nawigujemy po mapach) i przychodzi czas na trochę zabawy.
Z liny kinetycznej i patyka robię huśtawkę

Około południa ruszamy w dalszą drogę szlakiem puszczy Pilickiej.
Oczywiście miejsce w którym biwakujemy pozostaje w stanie lepszym niż je zastaliśmy
(oprócz naszych śmieci zabieramy też pozostałości po poprzednikach w postaci niedopalonych resztek pozostawionych w ognisku :( )

W puszczy Piskiej przy pomocy kompasu i mapy nawigujemy mniej więcej na azymut.
Drogi robią się coraz węższe,

Aż w końcu całkowicie zanikają.

Co ciekawe, szlaki po których jeździliśmy były otwarte dla ruchu (opatrzone odpowiednimi znakami). Przy odrobinie szczęścia i samozparcia da się pojeździć legalnie po lasach.
Jedna zasada - z głową.
W pewnym momencie docieramy do kolejnej (dużo większej) kopalni kruszywa

Księżycowy krajobraz i brak ludzi zapraszają do zjazdu na dół, co z chęcią czynimy.

Po przejeździe przez kopalnię zaczynamy rozglądać się z miejscem na popas.

Podczas przygotowania obiadu zagęszczamy mocno ruchy, gdyż zaczyna się do nas zbliżać burza, krążąca od paru godzin nad zalewem.
Zauważamy (słusznie), że wypędzi ona część ludzi znad rzeki i zalewu i dzięki temu mamy większe szanse na znalezienie kolejnego noclegu z dala od ludzi.
Po drodze na nocleg następuje jednak pewien zonk.

Zdarte w Albanii opony w połączeniu z automatycznymi sprzęgiełkami (a raczej ich bezwładnością) przegrywają ze swojskim piachem centralnej Polski.

Oczywiście ustawienie auta uniemożliwia użycie wyciągarki (przynajmniej w pierwszym momencie). Szpadel i trapy zostały w garażu (!!) więc przy ogromnym wysiłku Ani i Kuby podkładających gałęzie i kamienie pod tylne koła udaje nam się wykaraskać.

Wtopa zostaje zrekompensowana pięknym miejscem na nocleg.
Oraz kąpielą w cieplutkiej Pilicy.



Następnego dnia wracamy do domu (odległość w linii prostej 120 km)
Jak widać nie trzeba jechać za granicę, by przeżyć fajną przygodę i przespać się na dziko. Jedyne co to trzeba to robić z głową i nie rzucać się w oczy.
Patrząc na reakcje Kuby, będzie on kontynuował nasz tryb życia, zatem może kiedyś na szlaku spotkacie nie tylko nas, ale i jego?