Litwa, Łotwa, Estonia 2019, czyli spacer w chmurach.

Litwa, Łotwa, Estonia 2019, czyli spacer w chmurach.

Culononimbus Incus - czyli Kowadło Chmurowe. 
To ono, obok Ani i naszej Afryki było nieodzownym towarzyszem naszego wyjazdu. 

Litwa, Łotwa i Estonia są praktycznie zawsze wymieniane jednym tchem. Dopiero gdy tam pojechaliśmy zrozumiałem w pełni dlaczego (gdy w Parnawie leżałem na łóżku, czytałem czekając, aż przestanie lać na tyle aby można było załadować motocykl, ale nie uprzedzajmy faktów)...

Dzień pierwszy - Niedziela, w którą postanawiamy wyjechać . 

Leje. 
Wcale nie pada, tylko leje. Niebo ma kolor stali i leje się z niego nieprzerwana struga wody. 
To nie jest Culononimbus Incus, którego później pokochałem, bo można się z nim bawić w kotka i myszkę i choć trochę łudzić, że można przed nim uciec tylko cholerny potop. 
Planujemy dojechać do Szypliszek pod litewską granicą, czyli zrobić około 450 km. 
Gdy wyjeżdżam na autostradę (którą lubię zarówno gdy na niej jestem i gdy mnie na niej nie ma, ale o tym także później). Motocykl i wszystko na nim zaczyna powoli przyjmować wodę.
O ile dla Afryki ulewa to drobny kaszel, (Widowmaker, na którym kiedyś podejmowaliśmy ten kierunek także dobrze sobie radził z wodą pomimo obiegowych opinii, że zewnętrze cylindry łapią wodę na układ zapłonowy i zaczynają przerywać http://www.kolejnydzienmija.pl/blog/wschodnie-mazury-i-litwa ), o tyle ja zaczynam odliczać kolejne zjazdy z autostrady, kolejnymi zalanymi częściami ubioru. 
Stryków - woda w butach do pełna.
Łowicz - mokre spodnie i woda w majtach.
Sochaczew - mokra zbroja pod kurtką i podkoszulka.
Pruszków - woda w kasku wylatująca wywietrznikami. 
Widoczność to około 300 m, co widać gdy mijamy kolejne wypadki aut, które wyprzedzały nas przed paroma minutami.

Jestem cały mokryy zanim dojeżdżamy do Warszawy. A to dopiero początek. 

W okolicach Grajewa przestaje padać, więc zaczynamy motocyklowe suszenie. 

IMG_20190908_121919jpg

Ania zarządza postój na gorącą grochówkę i chwilę przerwy. 
Dopiero jak zsiadam z motocykla czuję, że jedynie grzane manetki nastawione na 100% mocy (zwane wtedy opiekaczem) utrzymały mnie w stanie nadającym się do jakiegokolwiek sterowania motocyklem. 

Dalsze 150 km pokonujemy we względnej suchości, dzięki czemu wszystko co na nas zaczyna powoli schnąć. 

Gdy dojeżdżamy do miejsca zaczyna coraz bardziej wychodzić słońce. 
Nosz kurwa...

IMG_20190908_155009jpg

Kolejny dzień to przeskok przez Litwę i lądowanie na Łotwie na północ od Lipawy. 
Opuszczony fort z czasów przed pierwszą wojną światową, podczas której został wysadzony w powietrze daje niesamowite możliwości noclegowe (oczywiście na dziko).


DSCN6240JPG

Oczywiście Czarny, niepomny nauk z Rajdów Latarników i szkoleń Proenduro wjeżdża ciężkim klocem jakim jest Afryka na kopny piasek. (Tak, jestem kretynem). 

Wykopywanie motocykla i powrót na górę zajmuje nam około dwóch godzin. 

DSC_2130JPG

Noc spędzamy nad ruinami, gdzie morze i pobliski wiatrak kołyszą nas do snu. 


DSC_2141JPG

Kolejny dzień, to moje urodziny. 
Zrobię kiedyś normalną imprezę. 
Serio. 
Z tortem o wielkości i konsystencji krowiego gówna i szampanem. 

Na razie, albo słucham prywatnego koncertu, siedząc sto metrów od sceny Męskiego Punktu Widzenia grającego na koncercie w "Białej" afrykańskiej, albo próbuję się połamać na Rajdzie Latarników, albo utopić wraz z żoną i motocyklem płynąc przez zalew w Albanii. 

Tym razem Ania zarządza dwudniowy postój pod Jurkalne. 

DSCN6294JPG

Mały domek i dzika plaża z klifem 300 metrów dalej. 
Motocyklowe stroje się suszą, a my kontemplujemy plażę. 

DSC_2188JPG


DSC_2197JPG

W pobliskiej knajpie mówimy starej Łotyszce, że chcemy zjeść coś dobrego. 
Ona odkłada menu i mówi, że dostaniemy rybę. 
Ochhh. To była ryba :) 

Ze względu, na to, że temperatura w nocy spada poniżej zera a w dzień jest od 3 do 7 stopni odpuszczamy nocleg na Kolce i jedziemy prosto do Rygi. 

Podróżujemy interiorem, więc jest dużo lasów, kręte i puste drogi, oraz najszerszy wodospad w Europie.

DSC_2266JPG

Ryga to piękne miasto z widocznym wpływem niemieckich kupców z Unii Hanzeatyckiej, Wielkiego Brata ze wschodu oraz Unii Europejskiej. 
Co ciekawe to także miasto motocyklistów. O ile nie widzieliśmy ich wcześniej ani na Litwie ani na Łotwie, to tutaj jest ich mnóstwo.

DSCN6337JPG


DSC_2275JPG


IMG_20190912_205026jpg

Dla nas to ciekawe miasto, w którym w starej bazie sterowców z czasów pierwszej wojny zostało zorganizowane wielkie targowisko, w którym na wejściu sprzedają lokalny bimber na pięćdziesiątki. 
Wyobrażasz sobie to? - wychodzisz z głównego w Stolicy dworca autobusowo-kolejowego i na dzień dobry dostajesz propozycję piędziesiątki lokalnego bimbru za 6 zł? 
Oprócz tego jemy lokalne placki. Chuj wie z czym były, ale brali je wszyscy miejscowi, a to był dobry sygnał abyśmy je wzięli. Naprawdę było warto. 

Z Rygą wiąże się jeszcze jedna anegdota. 
To tutaj miałem branie (kto mnie widział ten wie jaki to wyczyn).
Gdy weszłem (!) do hostelu w którym spaliśmy jedna z recepcjonistek mocno zaczęła się uśmiechać na widok motocyklisty. 
Sytuacja była rozwojowa do momentu, gdy do hallu weszła Ania i w międzynarodowym języku ciała kobiet dała młodej łotyszce do zrozumienia, że ma spierdalać (a podobno nie umie się dogadać za granicą). 

Z Rygi wyjeżdżamy na północ ViaBalticą, którą opuszczamy chwilami, aby zbliżyć się do morza i zobaczyć jak wygląda stara trasa Ryga-Tallinn. 

IMG_20190914_122250jpg

Kolejne miasto na naszej drodze, to Parnawa. 
To takie trochę nasze Mielno. 

Tylko jest czysto, cicho, tanio i przytulnie. No i nie ma ludzi. 
Czyli nichuja jak Mielno.
Ale to jest Estońska Letnia Stolica. 

IMG_20190914_162309jpg

To tutaj także na dłużej zatrzymuje nas pogoda. 
O ile do tej pory padało, albo lało tylko przejściowo, a grad był tylko raz (co prawda taki, że Ania ma po nim siniaki na nogach), to teraz leje od samego rana. 
Pół godziny przed tym jak mieliśmy spadać z miejsca noclegowego, które Ania znalazła z grosze, przychodzi do nas gospodarz i mówi, że nie puści nas dalej w taką pogodę i że mamy zostać aż się nie poprawi pogoda. 
Wtedy właśnie czytam na głos o historii Litwy, Łotwy i Estonii i o tym, jak te trzy, zupełnie odmienne państwa stanowią jedność i dlaczego tak właśnie jest. 
Dowiaduję się także o zajęciu Wilna przez gen. Żeligowskiego (na polecenie Naczelnika) czyli dlaczego Litwini mają powody, aby nas nie lubić.

Gdy przestaje lać (będzie po 17.00) pakujemy się i wyruszamy na północ, do najdalszego celu naszej wędrówki. 
Teraz Tallinn. 

IMG_20190917_093519jpg
Ania po raz kolejny dokonuje cudu i wynajduje nam nocleg za grosze pomiędzy talińskim City i Starówką. Afryka nie jest tutaj w swoim naturalnym środowisku, ale daje radę, a my cieszymy się z dwóch nocy zaraz obok serca miasta.

DSC_2335JPG
Podczas obchodu miasta widzimy sporo polskich akcentów, takich jak tablica upamiętniająca ucieczkę okrętu podwodnego Orzeł w 1939 roku, która dała Stalinowi pretekst do zajęcia Estonii oraz kamienice polskich kupców z czasów Unii Hanzeatyckiej.

Dla inżynierów i techników polecam zwiedzanie dwóch będących nadal na wodzie, okrętów dostępnych w Muzeum Morskim (Lodołamacza Suur Toll i łodzi Straży Przybrzeżnej PVL-109 Valas) - powstały one w niewielkim, teoretycznie, odstępie czasu, ale widać na nich jak zmieniała się technika od czasu produkcji Suur Toll (przed pierwszą wojną światową) do czasu produkcji Valasa (druga wojna światowa).

Odwrót z Tallinna przeprowadzamy przez nadmorskie punkty RMK (czyli przygotowane do biwakowania miejsca, bez obsługi).

DSC_2394JPG

oraz wynalezione przez Anię (a jakże) dzikie plaże.

DSCN6469JPG

Gdy wracamy na interior pogoda się nieco uspokaja (chujowo, ale stabilnie, czyli wieje tylko z jednej strony i tylko tak, że prawie panuję nad motocyklem, a do tego pada tylko czasami) 
i tak docieramy do Kowna. 

Co prawda byliśmy tu już w 2013 roku, ale postanawiamy zwiedzić starówkę i zobaczyć co się zmieniło.

DSCN6486JPG

Tym razem znaleziony przez Anię nocleg znajduje się przy głównym deptaku. Niestety remontowanym. 
Jako, że Afryka lubi bezdroża przejeżdżam dwukrotnie przez plac budowy, oraz część ulicy pokroju naszej Piotrkowskiej. 
Z opresji w postaci mandatu za jeżdżenie po takich miejscach ratuje nas Inżynier Budowy, który stwierdza, że wszystko jest oki i że przyjechaliśmy do niego. 
Jak się okazuje jest to motocyklista, który pokazuje nam przy okazji jak dojechać do naszego obiektu. 

Kowno przed pierwszą wojną światową otrzymało, z dekretu Cara status twierdzy, a co za tym idzie miało zakaz budowy budynków powyżej drugiego piętra, a w okresie międzywojennym, gdy Polacy zajęli Wilno zostało tymczasową stolicą Litwy. 
Teraz jest mekką litewskich hipsterów. 
Dzięki temu, gdy wychodzę na rekon miasta ubrany w brudne spodnie od dresu, oraz czapkę Ani a na plecach niosę różowy plecak wyglądam całkiem trendi.

Kolejny dzień to powrót do Polski. 
Do wysokości Augustowa jest w porządku, bo jedynie wieje i piździ (2 stopnie powyżej zera)
ale w Augustowie łapie nas deszcz z gradem. 
Zaczyna mi być wszystko jedno, dlatego walę rondo pod prąd mimo stojącej na nim policjantki, która kieruje ruchem, bo akurat na środku ronda stawiają (albo zdejmują, niepotrzebne skreślić) jakiś pomnik. 
Urocza blondynka patrzy na mnie wzrokiem pytającym "Ty naprawdę jesteś taki głupi?" ...

... po czym zatrzymuje jadące z przeciwka auta i puszcza nas dalej. 


W Łomży stajemy w przydrożnym motelu.
Gdy recepcjonistka widzi jak wygląda Ania daje jej klucz do pokoju i mówi tylko: Kochanie idź na górę i się ogrzej, a później pogadamy. 
Tego wieczora latam w samych gaciach i podkoszulce po miejscowej knajpie jedząc najlepsze pierogi z mięsem jakie kiedykolwiek pochłaniałem. 

Ostatni dzień podróży zapowiada się dobrze. 
Będzie około 10 stopni i jak nam się poszczęści nie będzie padać.

Droga z Łomży do Ostrołęki jest wolna od TIRów, dzięki remontowi mostu w Ostrołęce, zatem jedzie się całkiem znośnie. 
W Pułtusku śmiejemy się z Anią sami z siebie, bo zauważamy parę lokalnych motocyklistów, którzy nas wyprzedzają. Ja zauważam, że chłopak nie ma rękawic, a Ania, że dziewczyna ma plecy na wierzchu i będą ją bolały nerki. 
Heh top chyba starość. 

Dalej trafia się idiota w civicu, który postanawia się ścigać gdy my go wyprzedzamy, oraz wyprzedzanie traktora podczas którego z pola na drogę wyjeżdża auto (dzięki chłopakom z FAT przednie heble w Afryce oraz zawias działają bez zarzutu). Swoją drogą - zamknąłeś kiedyś przednie zawieszenie sprzętem warzącym ponad 400 kg podczas hamowania?

Gdy docieramy cało do domu mikroorganizmy i grzyby, które zadomowiły się w moich motocyklowych butach, podczas codziennego moczenia i suszenia, wynalazły już prawie koło i stworzyły cywilizację, siniaki na nogach Ani spowodowane gradem w Estonii przybierają kolor dojrzałych śliwek, a w Afryce pęka prawie do końca lewy przedni gmol pod wpływem drgań i ciężaru kanistra z wodą. 

Fizycznie prawie nieżywi, czyli bardziej żywi niż kiedykolwiek.
Cóż - Kolejny Dzień Mija...