Kielce i okolice - pierwsza wspólna jazda z Pumą

Kielce i okolice - pierwsza wspólna jazda z Pumą

Zasadniczo Weekend zaczyna się tak samo jak każdy dobry weekend, czyli gówniano.
W momencie gdy chcę wyjść z pracy wali się wszystko łącznie z dachem, gdy przejeżdżam przez Łódź jest ona miejscem spotkania gwieździstego pielgrzymów,Świadków Jechowa i kibiców Legii, Widzewa i Lecha, a na dodatek przeżywa permanentny remont dróg, mostów, wiaduktów oraz punktów wypasu świnek i koników morskich.  
Spóźniony od trzy (!) godziny docieram do punku zbiórki w Żarnowie.
Puma czeka cierpliwie na zmianę śpiąc, leżąc, myśląc i zastanawiając się czy by nie pójść wykąpać się w chrzcielnicy pobliskiego kościoła na zmianę, bądź na raz.
Ruszamy dalej i po drodze do Kielc wpadamy na pomysł zamienienia się motocyklami.
W sumie fajna zabawa - coś jak pożyczenie na parę godzin czyjejś baby.
Pierwszy postój - Samsonów:

DSCN0662jpg

Bergamowski piec hutniczy - czyli coś z czego w okresie odrodzenia słynęła okolica (człowiek się uczy całe życie, myślałem, że tu były tylko skały, lasy i zsyłka zachodnia z Rosji)

DSCN0664jpg

Piękne ruiny z tego co było Polskie, choć nie w Polsce (w przeciwieństwie do tego co dzisiaj ma "polska" w nazwie)
Po krótkich oględzinach ruszamy dalej. Kolejny postój - Dąb Bartek.
Trzyma się skubany i mam nadzieję, że jak najdłużej będzie.
Zresztą to co mu najbardziej zagraża, to ludzie (i może dlatego trzymam się z daleka robiąc jedynie fotki)  

DSCN0669jpg

Jest piękny, doniosły i ma pewnie więcej dzieci niż Genghis Han.

DSCN0667jpg

Dalej prowadzi Puma - najpierw na najlepszą golonkę jaką jadłem w życiu (wylot z Kielc na Radom), a później do siebie.
Po drodze stajemy obok świecącej neonami galerii handlowej.
Przypadek sprawia, że zatrzymuje nas czerwone prowadzące prosto na wylotową sznelkę.
Gdy stoimy słyszę jak Puma podnosi Bandita do odcinki.
W sumie - czemu nie?
Gdy zapali się zielone Puma strzeli ze sprzęgła tuż nad obrotami maksymalnego momentu, tak jak to robił za starych czasów w aucie, a ja płynnie puszczę sprzęgło dodając równie płynnie gazu.
300 metrów dalej wygrywa dobry start i silniejszy piec Pumy.
1000 metrów dalej wygrywa współczynnik oporów Widowmakera.
Złożony za owiewką i szybą, odliczając pasy na jezdni upływające w rytm 200 km/h  zastanawiam się, czy wódka pita na podjeździe przed garażem, nadal smakuje tak jak kiedyś.  
Cisza.
Błoga cisza.
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że żeby zrozumieć jak myśli Kobieta, należy włączyć 18672 stron przeglądarki internetowej i zacząć je słuchać i przeglądać.
Naraz.
Przez cały czas.  
U Pumy lądujemy we dwóch i jak za starych czasów zanim wejdziemy do domu rozpijamy flaszkę na podjeździe.
Cóż - nadal jesteśmy dziećmi , tylko zabawki inne.  
Szybsze :)  
Kolejny dzień wita nas piękną pogodą połączoną z chęcią do jazdy.  
Na pierwszy ogień idzie zamek w Chęcinach:  

DSCN0676jpg

Zakuty łeb na tle zamku siedzący na stalowym rumaku.

DSCN0677jpg

Hmm.
Zakute łby na pieszo na tle zamku.  
Mam nadzieje, że odbudowy tego obiektu nie spierdolą tak jak np w paru miejscowościach bliżej mnie i nie zrobią tak skansenu tandety i komercji .
Zobaczymy.  
Dalej ruszamy piękną i równą "unijką" w kierunku zamku w Szydłowie:        

pumajpg

DSCN0682jpg

DSCN0686jpg

Piękny obiekt, z naleciałościami współczesności, które coraz trudniej wyciąć z kadru.
W dalsza drogę ruszamy boczną, nieco zapomnianą i dziurawą drogą.
Spada prędkość, ale podnosi się jakość widoków i wrażeń, na tej wijącej się pomiędzy pagórkami serpentynie.
Po drodze do Szydłowca zahaczamy o obiekt bardzo ciekawy, aczkolwiek nie ujęty w większości przewodników – Harem Kasztelański.    

DSCN0690jpg

To sporej wielkości willa o ośmiokątnej wieży w której, jak głosi legenda, powracający z wieloletniego jasyru kasztelan Małogowski umieścił swe nowonabyte przyzwyczajenia dotyczące płci przeciwnej.
Krótko mówiąc w każdym z ośmiu pokoi w wierzy czekała nań niewiasta w roli kochanki.
Kolejnym miejscem postoju jest Szydłów  a dokładnie rynek w Szydłowie.
W kawiarence z której ogródka jesteśmy w stanie dotknąć motocykli delektujemy się kawą.
Kawa przechodzi w deser, a on w posiłek gdy nad parasolem pod którym siedzimy przetacza się intensywna burza.
Przedłużający się deszcz niweluje nasze dalsze plany do nieco okrężnego powrotu do domu.
Po drodze zahaczamy jednak jeszcze o miejscowość Ciekoty na pysznego pstrąga, oraz piękny widok okolic Kielc.

DSCN0691jpg
   
Całość kończymy lądowaniem u Pumy, gdzie radośnie witają nas psiaki.
Nakręcone około 200 km z przeglądem paru ciekawych miejsc w najbliższych okolicach Kielc.
To był tylko początek do zwiedzania tych okolic oraz kolejnych wypraw na Jurę.

LwG.