Ciąg dalszy opowieści o zdobywaniu ściany zachodniej.

Ciąg dalszy opowieści o zdobywaniu ściany zachodniej.

... ze Starego Kisielina jedziemy na północ.
Droga "es" trzy - ogólnie rzecz ujmując koszmar motocyklisty.
Wąska droga w cyklicznych przebudowach, wyładowana tirami i osobówkami do pełna.
Do tego mokro po deszczu, piach naniesiony przez ciężarówki i akwizytorzy w służbówkach jeżdżący na trybie "God Mode"
Jazdę po niej ograniczamy do trzymania się razem oraz pilnowania, żeby ktoś nas nie pozabijał.  
Świebodzin.
Miasto najstarszego na świecie hipermarketu
(Miejscowe Tesco wybudowano dwa lata przed Chrystusem)
Nie jest to cel naszej wyprawy, ani nawet punkt na naszej trasie, ale skoro jest po drodze, zatrzymujemy się na chwilę.  
Zacytuję tutaj ks. Tischnera : "Chrześcijaństwu w Polsce nie grozi dziś ani laicyzm, ani ateizm (przynajmniej na razie), ale parodia religii"    

DSCN0615jpg

Cóż - jedziemy dalej.
Tym razem w gęstych strugach deszczu.
Dzięki Tomkowi nie moknę, a przynajmniej nie cały.
Kurtka deszczowa pożyczona od niego chroni przed deszczem, którym szybko wypełniają się rękawice i buty.
Jak to mawiają - takie szczęście w tym nieszczęściu mamy, że choć pieskiem, lecz pływamy.
Następny postój - Łagów.
Co ciekawe tam wita nas słońce i parne powietrze.
Dzieki temu szybko uruchamiamy najlepszą z motocyklowych suszarek do ubrań, czyli jazdę.
Piękne drogi okolic Kostrzyna nad Odrą witają nas ciepłym i czystym asfaltem.
Dojeżdżając do miasta zachwyca nas widok, jaki rozciąga się z grobli na której poprowadzona jest szosa.
Przed nami bezkresne połacie Parku Narodowego Ujścia Warty.
Cztery motocykle wloką się szeroką i równą jak stół, a do tego pustą szosą.
Podniesione szyby pozwalają obserwować ciągnące się po horyzont rozlewiska z przepięknie falującymi nielicznymi drzewami i masą roślinności podmokłych terenów.
Gardowy ryk Widowmakera podrywa do lotu całe klucze ptaków.
Ehh - jestem tu intruzem.
Miasto jak miasto, leniwe ulice i rozgrzane do czerwoności chodniki wypełnione ludźmi z twarzami koloru kurzu.
Tutaj także nie czuję się jak u siebie.  
Dalsza droga to szlak na północny zachód  w kierunku Mieszkowic.
Po drodze mijamy jedną z niewielu ocalałych kaplic obronnych wzniesionych przez Templariuszy.

DSCN0623jpg

Za każdym razem jak widzę tego typu budowlę i czuję jakie robi ona na mnie wrażenie, myślę o tym jakie wrażenie musiała robić na ludziach jej współczesnych.
Mówiąc słowami Pinia "Mieli rozmach Skurwisyny"
Po dokładnych oględzinach ruszamy dalej. Kolejne miejsce postoju, to najogólniej mówiąc Ustawka.    

DSCN0628jpg

Cedynia - czyli miejsce gdzie po raz pierwszy wklepaliśmy Niemcom.
Wiemy wszyscy jak się to później skończyło. 
Reglamentowane piwo z puszki, niemieckie pornole, trabanty, oraz niemieckie śpiewanie?!? (wiem, że nie wierzycie, ale oni naprawdę śpiewają, przypomina to nieco krzyki dzieci idących przez pole minowe i machających rączkami i nóżkami na 200 metrów, ale to prawda) )
Ale początek należał do nas :)
Na miejscu Niedźwiedź stwierdza, ze już tam był i n ie idzie, a reszta mu wierzy i też nie idzie, zatem zdjęć z góry brak.
Ponieważ dzień chyli się ku upadkowi zawijamy do Morynia na pole namiotowe w celu zalegania połączonego ze spożyciem.
Na miejscu, oprócz pary przemiłych gospodarzy byłą tylko dwójka letników.
Czyli Ryś z Żoną
(Ryś od tygodnia szedł na ryby, narazie dotarł przed przyczepę wraz z wędkami)
Z drugiej strony to dobrze - nie trzeba się babrać w zwłokach karpi czy innych wielorybów
(Niedźwiedź jest or ryb, ja się nie znam, wiem tylko, że lubią pływać - no to siup)
Skutek integracji był taki, że ja idąc do kąpieli dopiero po trzecim namydleniu i wytarciu znalazłem jezioro, a Ryś kolejnego dnia chciał na zmianę abyśmy zostali, albo aby on się spakował i z podłączoną do jednego z motocykli przyczepą podążał z nami.
Tak czy inaczej zostawiamy za sobą piękne i senne miasteczko Moryń.       

DSCN06322jpg

Oraz nieutulonego w żalu Rysia.
Powoli zaczynamy się przemieszczać na wschód.
Bocznymi drogami podbijamy  przez Gorzów, Skwierzynę oraz Międzychód, do Sierakowa.
Największym wyzwaniem nasze boczne dróżki są dla Tomka.
Jego Torowa Ninja nie nadaje się do jazdy po bruku, czy dziurawym asfalcie, a już wogóle po polnych drogach z sypkim piaskiem.
Jednak doświadczenie i umiejętności biorą górę nad przeciwnościami drogi.
Pełen szacunek ode mnie.    

DSCN0638jpg

W końcu nadejszła niepokomna chwila w której i Czarny się do czegoś przydał.
Gleborzuty.
Gdy tylko założę kask  i sakwy na moto wyczuwam je z odległości 100 km.
Po drodze na popas zwiedzamy biedronkę oraz parę przystanków PKS, pomiędzy którymi rozkoszujemy się jazdą po zapomnianych leśnych drogach.    

P1040603jpg

Na koniec dnia osiadamy nad jeziorem pod Sierakowem.    

DSCN0640jpg

Chwilę po rozłożeniu obozu zastanawiam się czemu Niedźwiedź mi jeszcze nigdy nie przypierdolił (zasadniczo robię wszystko co mogę aby go do tego sprowokować przez 25 godzin każdej wyprawy poczynając od pakowania a kończąc na totalnym bumelanctwie i wywrotowcyźmie w każdej możliwej kwestii) i dochodzę do wniosku, ze nie wiem.

DSCN2990jpg

Wieczór i noc, to pożegnanie z włóczęgą.
Oczywiście tylko do następnego razu.
Następnego ranka rozjeżdżamy się w swoje strony.
Po drodze do FZG Tomek spotyka patrol.       

20130606_111431_resizedjpg

Normalny. Ludzki.
Gdy widzą Motocyklistę, a nie pokrakę wszystko kończy się na pogadance.
My powoli podążamy do Łodzi.
Znowu im bliżej tym trudniej i ciężej.
Ale do następnego razu...
P1040609jpg