Albania 2017, cz.4

Albania 2017, cz.4


DSC_0288jpg

Ten dzień to sporo kilometrów do pokonania, dodatkowo okraszonych offroadem w prawdziwych albańskich górach.
Już po parunastu kilometrach kolumna załącza napędy i reduktory i powoli, każdy we własnym rytmie co chwila pnie się w górę lub zjeżdża w dół.
Widoki są tak piękne, że pomimo kurzu i upału otwieramy szeroko szyby i co chwila przystajemy aby podziwiać to co oferuje nam droga.  

DSCN3076jpg

Niestety część postojów łączy się także z inną kwestią - auta i ludzie zaczynają się gotować. Mozolna jazda gdy termometry po nasłonecznionej stronie gór pokazują 52 stopnie powoduje, że w Garbatym Jednorożcu zaczyna być słychać synchronizatory, a wskazówka temperatury silnika podchodzi pod czerwone pole.
Zapasy wody, które uzupełniliśmy zaczynają się szybko kurczyć, a my opatuleni jak Beduini szukamy miejsca na dłuższy popas.
Wtem, pośrodku niczego znajdujemy "camping"

DSC_0318jpg

Jest to fantastyczne miejsce, gdzie gospodarze serwują własne wypieki, własne napoje oraz owoce (jakby ktoś tam trafił polecamy racuchy z miodem), gdzie nocleg jest darmowy, a płaci się tylko za ewentualne jedzenie i pice.
W pewnym momencie z grupy rozmawiającej z gospodarzami znika Radek.
Chwile później odnajduję go za jednym z aut.
Gdy pytam czy wszystko oki, patrzy niewidzącymi oczami na góry widoczne za drogą.
Nie odpowiada, więc stwierdzam, że osiągnął swój stan nirwany i nie należy mu przeszkadzać. Poważnie rozważamy zostanie w tym cudownym miejscu na nocleg, jest jednak za wcześnie.
Ania pokazuje na mapie ile jeszcze drogi przed nami.
Jeżeli nie ruszymy zaraz po poczęstunku nie zdążymy.
Dodatkowo w Pajero zaczyna szwankować ładowanie. (niestety kolejnym etapem będzie jazda na przekładanych akumulatorach)  
Zostawiamy krótki wpis w "księdze gości"  

DSC_0341jpg

I ruszamy w dalsza drogę.

DSCN3051jpg

Do Ksamil docieramy późnym wieczorem.
Gdy dziewczyny oceniają kolejne miejsca na nocleg (wszędzie jest pełno ludzi)
Wyskakuje do nas barman z pobliskiego baru.
Proponuje zimne piwo dla całej ekipy.
Po całym dniu jazdy??
Nie no - zostajemy.
Humory zaczynają znów dopisywać.
Zmęczeni jazdą szybko zapadamy w sen.
Kolejnego dania oceniamy straty po wczorajszym Offroadzie.
W Pajero jest spalony alternator, a w Jeepie znów szwankuje półoś.

DSCN3116jpg

Niestety bez specjalistycznych narzędzi nie jesteśmy w stanie samodzielnie naprawić aut. Znajdujemy zatem warsztat i przy pomocy lokalesów oraz Michałowym umiejętnościom spawania naprawiamy zarówno półoś, z której zsunął się pierścień zabezpieczający łożysko, jak i alternator do Pajero.
Przy okazji otrzymuję propozycję odsprzedaży Garbatego.
4,5 tyś euro powoduje, że Radek przekonuje mnie abym wrócił do domu samolotem, ale nie daję się złamać.
Za bardzo lubię to auto.
Dzięki temu, ze jesteśmy w miejscowości wypoczynkowej naprawy przebiegają spokojniej.
Mamy dostęp do wody pitnej, a dziewczyny wraz z dzieciakami korzystają z uroków plaży z leżakami i baru nieopodal.
Po naprawie aut zaczynamy powolny odwrót w kierunku Polski.
Kolejnym punktem na naszej mapie jest plaża Gjipe.
Tam mamy się spotkać z jadącymi z północy Krzysiem, Alą i Klaudią.
Do zjazdu na Gjipe docieramy w nocy.
Krzysiek zrobił rekon i mówi, że damy radę, tylko powoli i spokojnie.
Z moim lękiem przestrzeni była to dłuuga przeprawa.

DSCN3153jpg

Przepiękny, nocny widok w blasku księżyca zakłócał jedynie mój paniczny strach przed obejrzeniem wszystkiego dookoła.
Ale było warto.
Zarówno droga, jak i widoki były naprawdę zjawiskowe.

DSCN3413jpg

Gdy po paru dniach wracamy na górę zauważamy tabliczkę "OFFROAD ONLY" - kto widział drogi w Albanii, po których jeżdżą stare mercedesy beczki, ten wie co taki napis musi oznaczać w albańskim wykonaniu.
Na dole witamy się dokładnie z ostatnim autem, które dołączyło do ekipy.
Stakan bimbru rozwesela powitania i koi nadszarpnięte nerwy.
Kolejnego dnia okazuje się, że w miejscu, które wybraliśmy na nocleg dość szybko pojawia się słońce i robi się nie do wytrzymania.

DSC_0371jpg

Postanawiamy zatem przesunąć obozowisko jak najgłębiej do kanionu.
Udaje nam się znaleźć miejsce w którym dopiero około południa pojawia się słońce.

DSCN3183jpg

Postanawiamy zostać tu na parę dni, tym bardziej, że lokalsi udostępniają nam słodką
(ale gorącą :) ) wodę.
Pomiędzy kąpielami w lazurowej wodzie, nurkowaniem w jaskiniach i skakaniem ze skał, okazuje się, że na plaży jest sporo innych Polaków.
Gdy wieczorem siadamy z nowopoznanymi  znajomymi, którzy przyjechali Pajero3, pytają się gdzie tak ukurzyliśmy auta.
Ania bierze swój magiczny segregator, w którym mamy wszystkie marszruty i następuje pierwsze zdziwienie gdy pyta o mapę, bo nie mamy namiarów GPS na drogi którymi jechaliśmy.
Mapę coprawda mają, ale w miejscu gdzie na sztabówce, którą wyjmuje Ania jest przerywana linia, tam jest tylko bladozielone oznaczenie gór.
Ania wyjmuje ołówek i zaczyna rysować drogę.

- O Kurwa. - komentuje kierownik ichniej wycieczki.

Nawet parę głębszych nie powoduje, że decydują się na pojechać narysowaną przez Anię trasą.

Tuż przed wzejściem nad wąwóz księżyca, gdy impreza wydaje się chylić ku końcowi, staje się coś, co pozostałych przy stole wyrywa z butów.

Z głębi oświetlonego księżycem wąwozu słyszymy przepiękny, głęboki śpiew.

Śpiew po polsku.

Dwa mocne i piękne kobiece głosy powodują, że wąwóz wypełnia się muzyką, która powoduje ciarki.
W połączeniu z oświetleniem i niesamowitością miejsca, czuję się nierealnie.
Teraz wiem, co musieli czuć ludzie, którym dane było słuchanie koncertu Pink Floyd w Pompejach.

Gdy po cichu zakradamy się do śpiewających, musimy wyglądać jak armia zjaw, które swym przybyciem boja się spłoszyć śpiewające ptaki.

Siadamy po cichu na ziemi a nowopoznany Michał, objaśnia nam o czym śpiewają dziewczyny.

Nieśmiałe oklaski zachęcają je do dalszego śpiewu, w którym (z różnym skutkiem)  zaczynamy także uczestniczyć my.

Był to najbardziej niezwykły. przepiękny i zjawiskowy koncert na jakim byłem.

Dla takich chwil się żyje.  
Kolejne dni to początek całkowitego odwrotu do Polski.
W krótkiej, acz offroadowej drodze z Gjipe Beach do parkingu na górze klifu towarzyszą nam nasi nocni pieśniarze.

Gdy pakujemy auta jeden z podróżnych podchodzi do karawany i pyta:
[Alien] - co on robi?
[Radek] - rzyga...

Kolejny dzień mija...