Albania 2017, cz.1
[R]- rzyga - odpowiada R bez cienia zdziwienia czy zdenerwowania w głosie.
[A]- ale dlaczego zatruł się? ma kaca? Przecież on ledwo stoi na nogach, będzie mógł prowadzić? [R] (przerywając na chwilę sprawdzanie umocowania ładunku na jednym z aut) - Będzie. On po prostu tak reaguje na pewien rodzaj stresu - dodał spokojnie. - Jak mu sie podoba to szczy co chwilę, jak sie stresuje to rzyga i żre kukułki.
[A] - kukułki??
[R] - no. Takie cukierki. Weź ten plecak na plecy Garbatego. Tu już nie ma miejsca.
[A] - Garbatego??
[R] - to to auto za tobą, pokazuje ręką nawet nie odwracając się w kierunku stojącego kawałek dalej nissana.
Krótkie podsumowanie, co sie z ludźmi dzieje po paru wspólnych wyprawach.
Znają się inaczej. Głębiej.
Czasami mają sie nawzajem przez 24 h na dobę przez tygodnie.
Często w sytuacjach gdy na zmianę, czujesz, że żyjesz i że jakbyś zaraz umarł to zasadniczo jedyne co by przyszło do głowy "Kurwa, szkoda, że tak krótko" albo odchodzisz od zmysłów, gdy dół i beznadzieja jakie cię przepełniają są jak 100 jebanych poniedziałków w pracy podniesionych do potęgi entej.
Poznajesz ludzi z zupełnie innych stron.
W wymiarach, których nie zobaczysz przez dziesiątki wspólnie spędzonych lat w tzw "normalnym życiu"
Na wyprawie wstyd, strach i złość mieszają się z euforią, radością, poczuciem nazywanym przeze mnie "niskim i szybkim lotem nad ziemią"
To nie jest Discovery.
Tutaj wszystko jest prawdziwe.
Wyprawę Albania 2017 planowaliśmy od powrotu z tego pięknego miejsca w 2014 roku.
Wtedy byliśmy tam z Anią na Tajdze (AfricaTwin RD04), teraz postanowiliśmy pojechać terenówką.
Ponieważ od pewnego czasu miejsce Vitary zajął Garbaty Jednorożec, udało nam sie nieco bardziej doszlusować standardami to reszty ekipy.
Zatem po kolei.
Załoga: 1. Jeep Cherooke z Anią, Michałem, oraz Stasiem (najmłodszy uczestnik wyprawy, co nie oznacza, że nie doświadczony, był z nami na paru rajdach i pojeżdżawkach)
2. TeDy i Połamani - czyli Ewelina, Radek, Krystian i Piotrek (skład znany z Rumunii)
3. LR Discovery a w nim Ala, Krzysiu i Klaudia (także zeszłoroczny skład)
Oraz my. Skład osobowy ten sam, czyli Ania, Kuba i ja, ale w innym aucie.
Miejsce Vitary zajął Garbaty Jednorożec, czyli zwane przez niektórych Camelem - Terrano2 z silnikiem diesela.
Przygotowania i planowanie jak zwykle do ostatniej chwili.
Zresztą gdyby nie pomoc ekipy do wyjazdu praktycznie by nie doszło (Lemmy dorabiał przewód hamulcowy do Garbatego pare dni przed wyjazdem, gdy stojąc u niego na podwórku w celu wymiany szpilek w jednym z kół zauważyliśmy, że w okolicach tylnego mostu jest spory wyciek.
- Ciesz się, ze tu a nie w Albanii- zgasił mojego wkurwa na sytuację)
W końcu wbrew wszystkiemu (a może własnie przez to) startujemy.
Trzy auta ze Zgierza (Jeep, Tedy i Garbaty) i jedno z Wrocławia (LR)
Pierwszy nocleg - kamping pod Budapesztem.
Euforia związana z wyruszeniem, oraz świadomośc nadchodzącej przygody powodują, że lecimy jak na skrzydłach.
Po dordze, podczas popasu na Słowacji zauważmy ślady "biwakujących" niedaleko Niedźwiedzi.
Cieszymy się, że nasze marszruty się nie przecinają, choć z drugiej strony żałujemy, że nie możemy zostać dłużej aby choćby z daleka je zobaczyć.
Pierwszego wieczora rozkładamy tylko podstawowe wyposarzenie, nie myśląc nawet o osłonie przed słońcem (które nas w PL zbytnio nie rozpieszczało)
Sen nie chce nadejść, ale w końcu rozsądek bierze górę nad emocjami i zasypiamy.
Kolejny dzień, to start wcześnie rano na południe.
Przejazd przez przepiękny Budapeszt (chyba wszyscy odnotowują w pamięci, że należy to miasto bezwzględnie odwiedzić na dłużej i zwiedzić.
Nudną autostradową drogę zaczyna uprzyczać coś co nazywamy upałem ( O naiwni!!)
Tuż przed przekroczeniem granicy z Bośnią i Hercegowiną dostajemy informację, że jadący równolegle Puchaci (to jest dopiero hardkorowa Rodzina - 6 osób w Kia Carnival, zwiadzająca europę, często bardziej Offroadowo niż ja bym się odważył) mają awarię auta i potrzebują pomocy.
Ze względu na panujący upał i brak sensownych miejsc do postoju dzielimy ekipę na dwa.
Jeep i Garbaty, po przepakowaniu jadą dalej jako karawana z kobietami i dziećmi, a Radek wraca z narzędziami po Puchatych.
Po wyczerpującej jeździe udaje nam się odnaleźć.
Już w BiH.
Jednak na długie przywitania nie ma czasu - przegania nas nadciągająca, górska burza.
Na jednym z postojów, gdy chłopaki tankują LPG, zarzywam odświerzającej kąpieli.
Gdy szybko wyskakuje z auta Ania łapie aparat i ręcznik.
Najpierw uwiecznia tę chwilę orzeźwienia, a później całuje mnie podając ręcznik :)
Sporo drogi dziś jeszcze przed nami.
Na Camping w Sarajewie docieramy późną nocą.
Kolejny nocleg w drodze do Albanii mija spokojnie.
Rano spokojnie bierzemy prysznice i poranną toaletę (wtedy jeszcze nie wiemy jak długo bedzie nam dane czekać na kolejne tego typu luksusy) i wyjeżdżamy dalej na południe.
Aby poczuc klimat bałkańskich gór, Ania nawiguje przez boczne przejście graniczne do Czarnogóry. Niestety po drodze spotykamy także sporo pozostałości po wojnach w Jugosławii (nigdy się nie pogodzę ze świadomością, że na tych przepięknych terenach, za mojego zycia rozegrała się taka tragedia)
Po przekroczeniu granicy z Czarnogórą postanawiamy się rozdzielić.
Puchaci jadąc w miare płaską drogą jadą wprost na wskazany przez Anię camping nad jeziorem szkoderskim w Albanii, a my odbijamy na wschód.
Durmitor.
Przepiękne widoki, które możemy podziwiać wspinając się mozolnie pod strome podjazdy, znamy z Anią z poprzedniej wyprawy do Albanii.
Choć znamy to nie jest dobre określenie.
Wtedy drogę ta przejeżdżaliśmy na motocyklu w środku nocy, gdy tylko pobłyskujące w oddali światełka informowały, ze jedziemy trasą znajdującą się w TOP 10 najpiękniejszych na świecie tras motocyklowych.
Będąc na płaskowyżu siadamy przed domkiem, w którym pare lat temu spaliśmy.
Ania była wtedy moją Dziewczyną, a dziś jest Żoną.
Myślę, że kocham ją bardziej niż wtedy.
A na pewno głebiej i mocniej.
Dzięki temu, że posiadamy więcej szpeju i jest cieplej decydujemy się na nocleg w górach.
Dojazd do noclegu:
O miejscu na nocleg, powodom, przez które musieliśmy się na godzinę "rozstać" oraz szczęśliwych zwierzętach i strażnikach opowiem w kolejnej części.
Cóż - Kolejny Dzień Mija...