Africa Twin i Africa Twin

Africa Twin i Africa Twin

Tak to czasem w życiu bywa – pies się topi, łańcuch pływa.  
Niedawno Niedźwiedź w ramach przechodzenia na emeryturę postanowił sprzedać wszelakiego rodzaju jednośladowe pożeracze asfaltu jakie posiadał i przekwalifikować się na nieco bardziej stacjonarne hobby.
Próbował wielu zajęć z mniejszym lub większym powodzeniem.
Dzierganie na drutach przyniosło opłakane skutki podobnie jak garncarstwo i nauka orgiami.
W przypadku szachów i bierek wyczynowych był problem z dobraniem dla niego odpowiedniego kapoka oraz ochraniaczy więc także szybko zaprzestał.

Z powodu permanentnego braku innych zajęć możliwych do wykonania postanowił wrócić do motocyklizmu.
Na początek jak wiadomo był GSXF (opis parę wpisów wcześniej) ale jak wiedziałem od zawsze jego marzeniem oraz utraconą miłością była Africa Twin.

Jako że i ja od pewnego czasu wzdychałem do tegoż motocykla, często wdychaliśmy sobie razem, wypijając przy tym spore ilości napojów sfermentowanych.
Do pewnego momentu nasze wzdychania kończyły się na ogół jedynie porannym bólem głowy.
Aż do przedostatniego tygodnia.
Wtedy to stwierdziliśmy, że jak się bawić to się bawić.
W barze mlecznym zaszaleliśmy i kupiliśmy talerz pomidorówki zaznaczając, że mają do niego dać dwie łyżki i konsumując zupę podjeliśmy męską decyzję.

Kupujemy Afryki.

Zasadniczo od pomysłu do jego realizacji zawsze dzieliła nas dosyć krótka droga, a im pomysł bardziej niezgodny z logiką oraz przyjętymi konwenansami tym wydaje się lepszy , już dwa dni później zaopatrzeni w przyczepę dwukółkę od Sławka oraz Anię w roli pilota bladym świtem ruszyliśmy na poszukiwania.

Pierwszym pomysłem było obskoczenie Poznania oraz paru innych miejsc, gdzie stały potencjalnie interesujące egzemplarze, ale później okazało się, że poznańska jest zarezerwowana, a pozostałe po bliższym przyjrzeniu odpadają.
Wyruszyliśmy zatem na wschód (w końcu tam zawsze jakaś cywilizacja przetrwa jak to mawiał klasyk) do Lublina.
Na początku sceptycznie podchodziłem do tego pomysłu, gdyż motocykli do obejrzenia co prawda mieliśmy około dziesięciu w jednym miejscu, ale był to komis.
A ja z komisami (co prawda samochodowymi) miałem same złe doświadczenia. Cel wyprawy: MotocykleLublin.
Na miejsce docieramy praktycznie przeszkód i od progu moje obawy zaczynają się powoli rozwiewać.
Wita nas hala z dużym namiotem obok  w których stoją motocykle, tuż przy nich duży budynek serwisu. Wszystko widać, że w rozbudowie, ale czyste, schludne.
Motocykle w stanie zgodnym z opisem, nie picowane (plakowane silniki i opony pociągnięte czernidłem widziałem już wiele razy, a tutaj jedynie umyte maszyny z normalnymi śladami użytkowania)

Hmm.

Czyżby cywilizacja dotarła do Polski i zaczęły się pojawiać miejsca, gdzie pracują Handlowcy a nie handlarze?
Do wyboru mamy 9 maszyn stanowiących całkowity przekrój motocykli Africa. Od RD03 do RD07. Od 5 tyś zł do 15 tyś zł.
Po wstępnych oględzinach wybieramy cztery interesujące nas egzemplarze. Wszystkie to RD04. Co ciekawe – sprzedający – Adam jest przewodnikiem i doradcą a nie nastawionym na zysk cwaniakiem.
O każdym z egzemplarzy mówi wskazując wady jakie zauważył, krótko przytacza co jest do zrobienia a co do sprawdzenia. Gdy nie jest czegoś pewien (kiedy był wymieniany olej, lub kasowane luzy) mówi po prostu: Nie wiem.
(wiem jak to dziwnie brzmi na tle tych wszystkich ogłoszeń o bezwypadkowych motocyklach po pełnym przeglądzie i przygotowaniu do sezonu, w których olej jest czarny jak smoła, owiewki są na tyrtytki, a zębatka łańcucha ma zęby jak sześciomiesięczne niemowlę.

Jako że ja dopiero zaczynam moją przygodę z Africą, a Niedźwiedź jest już weteranem (miał swego czasu RD07) rozmawiają głównie oni.
Ja się przysłuchuję i przymierzam do motocykli.    
Pierwsze wrażenie – Duuuużyyyyy. Duży ale nie „puchaty” jak określił jeden z pracowników stojącego obok V-storma.

Fakt – na Afryce dosięgam ziemi, choć nie jestem niski (182 cm) ale obsadzony niżej V-storm przytłacza.
Na Afryce jest wszystko to co potrzeba, bez zbędnych plastików, obudów i niepotrzebnych designerskich dodatków.
Ten motocykl ma trwać i to widać zarówno w rozwiązaniach konstrukcyjnych jak i jakości użytych materiałów.
Dwa ostatecznie wytypowane egzemplarze Niedźwiedź zabiera na przejażdżkę po okolicznych szutrach.

P1190584JPG

Po powrocie na każdym z nich ma wielkiego banana na twarzy.
Co oznacza, że dokonaliśmy wyboru.
Po sfinalizowaniu papierkowej roboty, Adam pomaga nam zapakować obie maszyny na dwukółkę, która rączo osiada resorami na odbojach.

P1190592JPG

Zostaje nam zatem około 300 km do domu z resorowaniem 500 ładunku  jedynie na trzydziestoletnich oponach od syreny.    
W związku z powyższym, oraz tym, że nasz koń pociągowy to skoda fabia 1.4 z LPG i automatem (no co – starzeję się to mi brytan żaden nie potrzebny) powrotna podróż przypominała drogę karawany  idącej noga za nogą przez afrykańską pustynię.    
Motocykle zrzucamy u Niedźwiedzia i po krótkiej chwili kontemplacji ruszamy w drogę do domu.    

W ten sposób dalsze kilometry będziemy nawijali na Africe Twin RD04.

A Widowmaker? – On także znalazł swoje miejsce.
Ania dojrzała do nauki jazdy na moto i teraz ona będzie go dosiadała.

Coż – Kolejny dzień mija.